Archive for » 2011 «

Jarmark Planeta Dziecko

Byłam, widziałam, choć na warsztaty się nie załapałam. Poprzednia Planeta Dziecko mnie ominęła, bo jak na złość rozłożyło mnie choróbsko. Teraz się udało i jak było, oto kilka myśli:

– Trochę dziwne miejsce, mnóstwo pomieszczeń po imprezowni, a wszystko odbywa się tylko w 2 salach, więc trzeba trochę po kluczyć. Nastrój nie bardzo jak na jarmark dla dzieci.

Bardzo mało osób, chyba impreza jest słabo nagłośniona, bo wątpię by było tak mało zainteresowanych w stolicy.

– Były pieluszki wielorazowe „made in Poland”, na forach są osoby które krytykują chińskie cudeńka. Dziś jednak trudno od Chin uciec, robią wszystko, tanio i nie zawsze kiepsko. Tak więc dotykałam, obejrzałam te polskie hand made pieluchy i się zastanawiam, czym się tak ci ludzie zachwycają. Wykonanie niestety gorsze, wewnętrzna warstwa się wywija na zewnątrz, wygląda to nieestetycznie. Ceny mają powalające, za kieszonkę 62zl/sztukę. Co do kolorów to owszem niektóre ładne, ale wśród chińskich jest również wielki wybór.

– Do ciekawych rzeczy należała na pewno łóżeczko turystyczne dla niemowlaka. Wygląda jak materiałowa gondola z moskitierą. Po złożeniu zajmuje niewiele miejsca, wejdzie do plecaka. Przydatne na wyjazdach z maluchem, można zabrać nawet na plaże, czy na piknik. Cena przystępna, jak na taki gadżet. Ale według mojego „ekologicznego myślenia” nie wato kupować takiego bajeru, bo zbyt dużo się go raczej nie poużywa, dziecko szybko wyrośnie.

– Inna super sprawa to nocnik turystyczny, wygląda jak deska z rozkładanymi nóżkami. Zajmuje mało miejsca, a po rozłożeniu dziecko może wygodnie załatwić potrzebę na trawkę. Można go również używać jako nakładka na toaletę.

– Stoiska z przeróżnymi zabawkami ekologicznymi, wszystko drogie, jak to bywa w przypadku akcesoriów ekologicznych. Chciałam kupić małemu kubeczek do nauki picia, taki pochylony, ale gdy usłyszałam cenę 22zł to zrezygnowałam. Sporo jak za kawałek plastiku, chyba że połowa kasy idzie dla pomysłodawcy.

Drewniane zabawki – moja słabość. Dużo również maskotek szydełkowych i szytych – ciekawe źródło inspiracji dla osób ze smykałką do robótek domowych.

– Skusiłam się jednak na coś innego- kupiłam dzieciąką matę z ulicami, którą można złożyć w kufer na zabawki – będzie radość. Jak na razie czeka na specjalną okazję.

– Było również stoisko EcoShop’u z orzechami piorącymi i innymi eco-zamiennikami. A ja już zdążyłam zamówić i czekam na przesyłkę. Koszt przesyłki i stania w kolejce na poczcie – moja strata.

Zakochaj się w pieluszkach wielorazowych

Gdy Kinga się urodziła uważałam pieluszki jednorazowe za „oczywistą oczywistość”. Jakże zmieniło się moje podejście do tych spraw od tego czasu. Teraz nie wyobrażam sobie stosować jednorazówki- wydawać na nie mnóstwo pieniędzy i produkować góry śmieci. Czasem są niezbędne, np. w podróży, ale poza tym staramy się używać wielorazówki. Również metoda NHN jest przy nich skuteczniejsza.

Damianka chowam na pieluszkach tetrowych. Wypróbowałam już wiele majteczek napieluszkowych inaczej zwanych otulaczami. Oto krótka opinia o różnych z nich:

Raczkujący Damian w pieluszce AIO

Foliówki

+nie przepuszcząją zawartości, szybko i łatwo je wyprać i wysuszyć,

– są duże, nie przepuszczają powietrza i łatwo się zabarwiają.

Pieluszki Tetro

+ oddychające, kolorowe, łatwe w użyciu,

– przemakają, długo schną.

Majtki napieluszkowe „z zawsze suchą pieluchą”

+ Latwo się je pierze, szybko schną,

– Po zmoczeniu pieluchy zazwyczaj są też mokre, guziczki niewygodne do częstego odpinania, łatwo odpadają.

Pieluszki wielorazowe typu kieszonka – AIO (all in one)

Bezkonkurencyjny lider.  Składają się  otulacza i super chłonnego wkładu, który stosuje na zmianę z terą. Są rewelacyjne, w nich można się zakochać.

– Są w wielu pięknych kolorach, w rozmaite wzory,

– Wykonane z oddychającego materiału,  jednocześnie nieprzemakalnego,

– Wykończone milutkim materiałem, który nie chłonie wilgoci, po zmoczeniu wystarczy zmienić wkład, lub pieluchę.

– Dzięki wielu napą łatwo je przebierać i dostosować rozmiar do dziecka od 3 do 13 kg.

– Są ekologiczne.

Wszystkim naprawdę polecam.

 

Opowieści z długiego weekendu

Trochę nas nie było i wiele się działo. święta w Gdańsku, potem majówka w Toruniu. W ramach krótkiej relacji kilka historyjek z Kingą w roli głównej.

***

– Kinga choć ubrać czyste skarpetki.

– Nie, ja chce chodzić w tych długo i szczęśliwie.

***

Chodząc po Parku 1000-lecia tatuś opowiadał jak to budował tamy, by zawrócić strumień. Kinga potem komentowała:

– Tata tam budował tamy jak był mały. Ja pamiętam jak tata był mały.

***

Na spacerze po starym Toruniu:

– Mama, bolą mnie nóżki- marudziła Kinga.

– Bo butki już masz za małe – odpowiadam – choć kupimy nowe.

– Już mnie nie bolą nóżki, ja kocham te różowe, nie chce innych butków.

***

U babci Kinga wyciągnęła małe smerfy z mojego dzieciństwa. Nie oglądała jeszcze tej bajki, więc miała okazję poznać Malarza, Siłacza, Papa Smerfa itd. W końcu wyciągnęła Klakiera i Gargamela.

Dzieci na łące koło fontanny

– A kto to jest?

– Gargamel, on łapie smerfy.

– Dlaczego?

– Bo ich nie lubi.

– Dlaczego?

– A ty dlaczego nie lubisz się czesać?

– Bo tak.

– A Gargamel nie lubi smerfów – bo tak.

Obiadki BLW

Karmienie  brzdąca według zasady BLW może się wydawać trochę trudniejsze niż standardowe „papkowanie”. Idąc do sklepu nie dostaniemy obiadowej porcji dla niemowlaka, zamknietej w słoiczku. Wręcz przeciwnie, większość gotowizny sklepowej jest niewskazana dla bobasów, dużo w niej soli i konserwantów.

Czasem trzeba się nieco wysilić. Ale skomponowane obiadu dla całej rodzinki nie jest takie trudne. Bobasy chowane w myśl BLW są zazwyczaj mniej wybredne, ale najchętniej jedzą z talerzy rodziców. Jeśli więc jemy zdrowo to i bobas się naje.

Damian próbuje już prawie wszystko. Jadł lekko przysmażone racuchów i gotowe pierogi- tylko z dobrego garmażu, mrożonych nie kupuje.

Z ciekawych pomysłów to polecam makaron typu pióra. Nawet gotując inny zawsze dorzucam garstkę dla małego. Jest idealnej wielkości do chwycenia w rączkę, a w środek można wsadzić coś ciekawego- twarożek, duszone warzywa, lub mięsko.

Kasza czy ryż jest trudna do zaserwowania małemu. Trudno brzdącowi ją złapać w małe niezgrabne rączki, świetnie natomiast nadaje się do rozmazania na tacce. Dlatego też takie drobne potrawy podaje mu małym widelczykiem lub po prostu palcami. Oczywiście bobas przyzwyczajony do samoobsługi musi mieć własny zestaw sztućców, by nie zabierał mi łyżeczki.

Sól

Większość z nas wychowała się w tradycyjnych domach, gdzie potrawy można podzielić na słodzone i solone. Trudno sobie czasem wyobrazić, że można nie solić ziemniaków, pomidorów, a tym bardziej mięsa. My już jakiś czas temu przeszliśmy na kuchnie „małosolną”, tak naprawdę szybko można przestawić swoje kupki smakowe. Jednak jeśli chcemy niemowlakowi nie serwować soli jest parę prostych sposobów.

– Większość potraw można dosolić po nałożeniu na talerz, lepiej jednak to robić, tak by dziecko nie widziało, bo z czasem też będzie chciało.

– Jeśli gotujemy zupę, ziemniaki, makaron, czy jakąś kaszę wystarczy odłożyć porcję dla malucha, posolić resztę i chwilę pogować, sól szybko przenika w głąb potrawy.

– Przygotowując rybę lub mięso, wystarczy zostawić kawałek niesolony.

Smażenie

Wrzucić coś na patelnie to jeden ze sposobów na szybki obiad. Chcąc jeść z bobasem trzeba częściej zdecydować się na pieczenie i duszenie mięska. Jeśli jednak chcemy coś usmażyć pomocna może być mikrofala. Wystarczy wsadzić kawałek mięska, lub ryby pod przykryciem do mikrofalówki i szybko wychodzi nam danie „na parze”.

 

 

NHN Damiana cd.

Najwyższy czas dopisać dalszy ciąg historii wychowania bezpieluchowego Damiana.

Pierwsze 3 miesiące szło nam super, później jednak nadszedł czas małego buntu. Bąbel sadzany na siusiu zaczynał się prężyć, a po chwili robił conieco do pieluchy. Do niczego go jednak nie zmuszałam, nie chciał to nie. Ja tylko próbowałam co jakiś czas, czasem się udało, czasem nie. Gdy nadchodzi taki czas nie można się ani złościć, ani rezygnować, no i oczywiście nic na siłę. Dziecko nie chce, to nie można zmuszać, by nie miało urazu, a każdy bunt kiedyś mija. Podtrzymując jednak próby wysadzania, maluch się uczy, że ma taką możliwość.

Trudny czas trwał jakiś 2 miesiące, mały moczył mnóstwo pieluch, po południu popuszczał nawet co 15 minut, ale po jakimś czasie stopniowo współpraca zaczęła wracać. Zaczęło się od spokojnego wysadzania na nocnik po spaniu, potem przy innych okazjach w dzień. W nocy wciąż bywa różnie, czasem siądzie zrobi, a potem mleczko, innym razem musi podjeść, a potem siąść, lub zasnąć.

Z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej. Teraz Damian już nie popuszcza co chwile. Robi znacznie rzadziej, ale porządnie. Kupka w pieluszce zdarza nam się może raz w miesiącu, zazwyczaj załatwia się po porannym obudzeniu, czasem jeszcze popołudniu (zwiastują to bączki, napięcie i stękanie – trudno przegapić). Co do siusiu to zużywamy dziennie – 1-2 jednorazówki (noc i dłuższe spacery), oraz 2-7 wielorazówek.

Wciąż wysadzam Damiana do wiaderka. Siedząc trzymam je między nogami, a bobasa sadzam na nim opierając go pleckami o siebie. Choć bąbel siedzi samodzielnie bez problemu, nie próbowałam jeszcze sadzać go na nocnik. Ten tron należy do Kingi i podział nie będzie łatwy, jedno i drugie pewnie nie będzie chętne do zmian.  Poczekamy z tym do pierwszych urodzin.

Czytając nieliczne fora o NHN padają takie hasła „że wam się chce, ja nie mam czasu”. Ja zdecydowanie bardziej wolę rano wstać i posadzić malca na nocnik, potem wystarczy lekko przetrzeć pupę chusteczką, nocnik wypłukać do toalety i nie ma zapachów. Pozwalając dziecku załatwić się do pieluchy może miałabym jeszcze jakieś 5 minut więcej leżenia w łóżku (o 5 rano to na pewno by się przydało), ale potem by było czyszczenie zabrudzonej pupy, niemiłe zapach i brudna pielucha do prania, lub śmierdząca jednorazówka, która nawet zapakowana w worek daje o sobie znać. Zdecydowanie wolę wariant pierwszy i wszystkim go polecam.

Co do ilości zużywanych pieluszek to wychodzi nam 2-7 wielorazówek (zmieniane po każdym zmoczeniu) i jedna jednorazówka na noc.

Mały papierorzerca

Damianek jakieś 2 tygodnie temu zaczął po troszku pełzać i wspinać się na wszystko co się da. Teraz startuje już z raczkowaniem. Jak narazie porusza się powoli i na krótkie dystanse, ale zdecydowanie ruch jest. Takie zdolności dają nowe możliwości. Zwiększa się pole zasięgu, można trochę pobroić, dosięgnąć dalej, wyżej.

Młody lubi stać, w końcu wszyscy chodzą w pionie. Wspina się na wszystko by się podnieść. Czasem próbuje puszczać jedną rączkę, zazwyczaj kończy się to glebą.

Damian wykazuje małe zainteresowanie zabawkami, są super jedynie jak siostra się nimi bawi i można jej zwinąć ciuchcie, czy auto. Ewentualnie można pobawić się w rozbiórkę domków z klocków, czy demontarz torów.

Jeśli nie zabawki to co?? I tu pojawiją się ciekawe pomysły dziecka. Damianek uwielbia papiery, potrafi znaleść mały kawałek w stercie zabawek.

A po co ten mały kawałek? A no do jedzenie, a raczej żucia. Jak brzdąc wypatrzy gdzieś gazete, kartki lub ścinki to dostaje super energi i ćwiczy wszelkie możliwe zdolności ruchowe, by się do nich dostać. Oto motywacja rozwojowa.

Istnieją jeszcze inne ciekawe przedmioty – kable, pilot, telefon i oczywiście komputer. Przecież coś musi w tym być skoro rodzice tak często tym się bawią.

365 zabaw dla bystrych brzdąców – S. Ellison

Treść

Tym razem proponuje książkę z pomysłami zabaw dla małych brzdąców. Zawiera ona krótkie opisy prostych zabaw, które potrafią zainspirować zmęczonego rodzica jak i dziecko pragnące wiecznie nowych doświadczeń. Zawiera również porady jak połączyć rolę rodzica z obowiązkami domowymi i pracą.

To bardzo pomocne źródło inspiracji. Zabawy podzielone są na różne kategorii, więc łatwo odnaleźć pomysł na daną chwile. Ponadto zawiera ciekawe przykłady, jak przez zabawę nauczyć dzieci porządku, higieny itp. Czasem wystarczy samemu ruszyć głową, by zamienić rutynę w zabawę, ale gdy już przemęczona głowa nie podrzuca nam pomysłów warto mieć taką pomoc techniczną. Zamiast kupować dziecku nową zabawkę, „by mieć je na jakiś czas z głowy” można zaproponować mu wspaniałą zabawę przy użyciu sprzętu domowego, a często również niepotrzebnych rzeczy jak pudełka po butach, czy gazety reklamowe.

Wygląd

Teraz trochę o wrażeniach estetycznych. Lektura pomimo że dość gruba jest bardzo lekka, wykonana jest bowiem z cienkich, nie bielonych kartek, które bardzo lubię. Każdy temat, zabawa opisany jest w zwięzły sposób na jednej stronie, co ułatwia szukanie i jest miłe w odbiorze. Tematom towarzyszą niewielkie „dziecięce” rysunki odzwierciedlające treść.

W skrócie – wydanie nie jest albumowe, pokazowe, lecz wygodne i praktyczne.

Przykładowe tematy:

– rytuały dnia codziennego,

– ozdabiamy pokój,

– pora na ruch,

– muzyka i piosenki,

– imprezy i przyjęcia,

– zabawy z rodzeństwem; dziadkami,

– a ponadto – Jak wytrzymać z maluchem i nie zwariować?



 

Chorobowo

Choróbsko zagnieździło się u nas na dobre.

Zaczęło się od Kingi. Kaszlała, z czasem trochę gorzej. Gorączka ją męczyła podczas snu. Z czasem doszedł katar. W poniedziałek kontrole lekarska orzekła, że to nic strasznego, płuca czyste, a gardło?? Mały uparciuch zacisnął ząbki i nie pokazał. Leczenie nie jest proste. Kinga wszystkiemu mówi nie. Syropu nie bo niedobry, do nosa kropelek nie. W końcu lekarstwa dodaje jej do soku pomarańczowego (nie wyczuwa kwaskowatego ich smaku), przy zakrapianiu nosa musi być trochę walki, choć widać, że mała robi to już z przekory. Najtrudniej jest z syropem, zazwyczaj działa mały szantarz – wypijesz syrop, lub baw się sama/nie będzie bajki.

Po Kindze przyszła kolej na mnie. I jak to zwykle bywa rzuciło mi się na zatoki. Sporo bólu, zalewanie się potem, a po 2 dniach okropny katar. Mama nie ma czasu na kurowanie, niewyspanie, zawalona głowa nie sprzyja zdrowieniu. Coldrex znów nie pomógł i wreszcie zdecydowałam się na lekarza. Sprawa nie była prosta, gdzie tu w Wawie znaleźć lekarza do którego nie trzeba się umawiać tydzień, czy 2 tygodnie szybciej. Wreszcie się udało, znów trafiłam na Solec i po niedługim czekaniu dostałam małego zabujcę- antybiotyk, niestety. Lekarz stwierdził, że nie wygląda to dobrze, że już jest w oskrzelach i samo nie przejdzie. buuu

Damianek miałam nadzieje, że wszystko przetrwa bez szwanku, ale też zaczął kasłać, pojawił się katar i gorączka. A co za tym idzie, problemy ze spaniem w ciągu dnia i nocne budzenie. Powoli jednak przechodzi. Siły obronne malucha powinny sobie poradzić. I te śladowe ilości szkodnika w mojej krwi. Poczekamy, zobaczymy, jak nie to znów trzeba będzie zacząć robić podchody do lekarza.

Zapisy do przedszkola

Zaczął się gorący czas zapisów do przedszkola. Na placach zabaw tylko o tym się rozmawia.  Próbujemy dostać się do jakiegoś publicznego przedszkola. U nas w okolicy jest ich sporo, a biorąc pod uwagę statystyki (97% dzieci chodzi w Warszawie do przedszkola) to mam nadzieje że się uda. Wybraliśmy 9 placówek, kryteria – blisko i zagospodarowanie placu zabaw (to w miarę da się ocenić naocznie lub na googlemaps). Jak się sprawy potoczą, na pewno napisze.

Co do Kingi to ona lubi towarzystwo, jest odważna i często to ona dowodzi grupą bawiących. Sama zostawała już w Psotku, więc z zostaniem w przedszkolu nie powinno być problemów. Gdy mijamy przedszkole i słyszy dzieci na placu zabaw to bardzo by chciała do nich dołączyć. Wszędzie szuka towarzystwa, lubi zajęcia plastyczne i muzyczne, wiec przedszkole powinno być dla niej wspaniałym miejscem. Była już na zajęciach w świetlicy przedszkolnej, bardzo jej się podobało.

Pomysł na ścianę

Dzieci uwielbiają kolory, wesołe obrazki, wszędobylskie zabawki, barwną pościel i śmieszne poduszki. Dlatego jednolite ściany w pokoju dziecka nie są dla niego interesujące, Istnieje wiele możliwości zapełnienia tej jednolitej pustki.

Oto jedna z propozycji:

Kinga jest wielbicielką ciuchci, dlatego postanowiłam poszukać w necie coś w tym klimacie i znalazłam rewelacyjną kolorowankę pociąg-alfabet. Wystarczy tylko wybrać obrazki z potrzebnymi literkami, potem trochę zabawy w programie graficzny, by poukładać wagoniki. Czas na drukowanie i kolorowanie. Do przyklejenia świetna jest masa klejąca, dobrze trzyma, przyklejana od spodu, jest niewidoczna, ma jeden minus – zostawia tłuste plamki.

I tak to małym kosztem powstał specjalny pociąg nad łóżeczko Kingi, by każdy wiedział kto tu śpi. Mała była zachwycona.

Uśmiech dziecka – bezcenny 🙂