Archive for » 2013 «

Daj się ponieść… fotografii

tydzien_bliskosci_2013Właśnie dobiega końca Tydzień Bliskości. Z tej to okazji Klub Kangura zorganizował sporo ciekawych spotkań na terenie Trójmiasta. Przejrzałam wiec program i wybrałam- co blisko i co ciekawe. Wypadło na spotkanie w Klubie Rodzica Start na Zaspie. Zaspa bliżej na pieszo niż samochodem, wiec wsadziłam szkrabinę w chustę i poniosłam małą w błogi sen, a siebie na spotkanko o tym jak robić udane zdjęcia dzieciom.

Moja przygoda z fotografią

To bardziej przygoda z fotografami. W gronie moich najbliższych nie brakuje pasjonatów fotografii, ludzi znających się na tajnikach ekspozycji. Ja byłam obok tego, czasem przed obiektywem, ale nigdy za.

Wiec czemu takie warsztaty, taki temat? A bo jak to w życiu bywa – jak coś chcesz to zrób to sam. Moje dzieci mają mnóstwo zdjęć, ale ja tych zdjęć nie mam. Wywołanie zdjęć cyfrowych zajmuje znacznie więcej czasu niż dawne wywoływanie filmu z aparatu. Zdjęcia trafiają do mnie po paru miesiącach, a czasami nie trafiają wogóle. Jak chcę mieć zdjęcia dla siebie, znajomych, czy na bloga to robię je sama, zazwyczaj komórką, czyli głópawką. Czas to zmienić.

Daj się ponieść… fotografii, czyli jak robić udane zdjęcia dzieciom. 

Do Klubu Rodzica na Zaspie trafiłam po raz pierwszy – nieduża sala w bibliotece, trochę zabawek, pufy-klocki, dzieci i uśmiech – czyli to co wystarczy do dobrej zabawy dla maluchów.

A dla mam niedługa, konkretna prezentacja o tym na co zwrócić uwagę przy robieniu zdjęć, czego unikać, jak kadrować. I oczywiście krótkie wyjaśnienie o co chodzi z tymi magicznymi ustawieniami – przesłona, ISO i czas naświetlania. Potem jeszcze trochę o obróbce zdjęć.

I wszystko jasne? – niekoniecznie. Nie wystarczy godzina, by wszystko zrozumieć, ale wystarczy by zacząć próbować, eksperymentować. Takie spotkanie jest jak iskra, może będzie z tego płomień, a może przygaśnie po chwili i nic się nie zmieni.

Jak na razie pierwszy krok wykonany, wyciągnęłam aparat półautomat i właśnie ładuje baterie. Jutro pewnie jedziemy na spacer do lasu. Piękna pogoda, złota polska jesień, może ustrzeli się coś ciekawego, a może wreszcie będę miała ładne zdjęcie z Karolcią w chuście, bo z Damianem się nie udało. Morze jest głębokie i szerokie, ale jak nie wypłynę, to się nie dowiem co kryje.

A za tą iskierke Aleksandrze Kościaniuk bardzo dziękuje. Może do następnego spotkania.

 

Festyn w przedszkolu

pasowanie KingiMamy za sobą pierwszą imprezę w nowym przedszkolu. Choć pogoda straszyła w tygodniu padało i wiało, ale na sobotę chmury się rozwiały, a na czas wspólnej zabawy zaświeciło słonko.

Kinga nie mogła się doczekać, ale jak to u niej zazwyczaj bywa jak trzeba wychodzić to ciężko rozstać się z zabawą i ubrać się.

Damian niezbyt chętnie poszedł mocno trzymając tatę za rękę. W zeszłym roku jeszcze tłum go przerażał, jak szliśmy na festyn to mały potrafił wejść do wózka, zapiąć się w pasy i schować przed wszystkim (jeśli tylko był wózek). Tym razem przez długi czas spacerował uwieszony na tacie. Jednak gdy nadszedł czas na pasowanie na biedronkę ustawił się ze mną w szeregu maluszków. Dumnie przyjął odznakę, a potem już tańczył i bawił się z resztą biedroneczek.

Zabawę zapewniał pan Kufer, w roli Robin Hooda, lub Piotrusia Pana jak dla Kingi. Potrafił wkręcić w zabawę dzieci i rodziców, były wyścigi kretów, rozplatanie warkocza Roszpunki i dziecięce ZOO. Kinga szalała, tańczyła, biegała, skakała i huśtała się non stop. Dostała również order mrówki, starszaki też muszą swój znak znać.

Nie obeszło się bez malowania twarzy w znaki grup, ale jak widać Kinga utożsamia się z kolorowymi wszędo-fruwającymi motylkami, a nie naziemno-podziemnymi mrówkami.  A dla zgłodniałych brzuszków frytki, słodkości made by rodzice, oraz pieczone kiełbaski. No tak, te kiełbaski, o których moja fruwająca mrówka przypomniała sobie po imprezie.

Wodzirej się spakował i pojechał, jedzenie sprzątnęli, stoły pochowali, dzieci poszły, no i wreszcie my wyszliśmy. Na koniec mijając już dogasający grill. Bo jak impreza – to do końca.

Stwórzmy dziś tęczę

Troskliwe-Misie-razem_0

Po wyeliminowanie kucyków Pony z listy oglądanych bajek Kinga przestawiła się na Troskliwe Misie, nie są one już takie jak z naszego dzieciństwa, ale na szczęście do kucykowych szaleństw im daleko. Misie pomagają dzieciom pokonać ich złe nawyki, lub przełamać strach – całkiem niezła myśl, oby działała tylko w jedną stronę.

W misiach pojawiła się bardzo fajna piosenka, która łatwo wpada w ucho, Kinga wciąż ją nuciła i pytała o słowa, tak więc siadłam i szukałam, w necie – nie znałazłam. Tak więc tradycyjnie, jak za mojego dzieciństwa puszciłam bajkę i spisywałam tekst. Oj, w dzieciństwie, może trochę bardziej szkolnym niejedną piosenkę się spisywało, a potem całe przerwy śpiewaliśmy przeboje z Króla Lwa, czy Pocahontas. Nie było mp3, ani komórek to, ale muzyka była :).

A oto owoc naszej pracy i źródło koncertowego przeboju.

Stwórzmy dziś tęczę.

Stwórzmy dziś tęczę, niech jej barwy na niebie lśnią,

Zbierzmy siły by stworzyć ją,  oooo.

Stwórzmy dziś tęczę, niech pojawi się u nieba bram,

A przyjaciół którzy pomogą nam chwyćmy za ręce.

 Prędzej, prędzej, stwórzmy dziś tęczę. x2

 

1. Już wstań i nie bądź leń,

Bo nowy dzień wita cię wesoło

I każdy promyk pozdrowienia ci śle.

Spójrz tam, w górze błękit masz,

A słońce doda żółty kolor,

Wszystko się układa, jak we śnie.

Dzień wśród barw to najcenniejszy skarb,

Więc niech tęczowy blask otuli nas.

 

2. Już czas, przecież radę dasz,

Więc do góry nos, gdy serce ma głos.

W pochmurny dzień też nie musisz się kryć.

Zaśpiewajmy coś – i ja i ty – co wesoło brzmi

I nasze spełni sny,

Ważne by razem ze sobą być.

Rewia barw, co krok tęczowy blask,

To najcenniejszy skarb wzbogaci nas.

 

Poszły dzieci do przedszkola

We wrześniu nadeszły wielkie zmiany dla Kingi i Damiana. Kinga kolejny raz zmieniła przedszkole, a Damian wreszcie został przedszkolakiem. Tym razem zaczęła się nasza przygoda z Owadkowem. Było z tego powodu stresu, niepewności, ale jak to czasem bywa (oby częściej), wszystko się dobrze skończyło, a tak naprawdę to zaczęło.

Kinga w wakacje czasami marudziła, że nie chce zmieniać przedszkola, że tęskni za koleżankami. Dała się jednak przekonać,że w nowym przedszkolu będzie angielski i basen, a z koleżankami i tak można się wieczorem można spotkać.

Damian poznał panią i sale już w czerwcu. Bardzo mu się podobało, a zwłaszcza upodobał sobie koparkę. Tak więc Damian poszedł nie do przedszkola, tylko do koparki, każdy powód dobry.

Pierwsze koty

Kinga najpierw nieśmiało weszła do nowej grupy, ale już pierwszego dnia cieszyła się, że ma 2 nowe koleżanki.

Przez kolejne dni zachwycała się, że dostali 3 pudełka Lego Friends i stopniowo je rozpakowywali. Wreszcie nauczyła się sama bujać na huśtawce. Nie było tęsknoty, od pierwszego dnia radość, a koleżankom opowiadała do jakiego fajnego przedszkola chodzi.

Damian pierwszego dnia poszedł chętnie, dzielnie wszedł do sali razem z Panią. Drugiego dnia spanikował w drzwiach, więc musiałam go przekazać z rąk do rąk, ale to tylko drugiego dnia. Potem już chodził dzielnie. Po weekendzie chciał iść z tatą do pracy, wiec tata musiał go odprowadzać. Teraz idze już sam z uśmiechem, a jak go odbieram to tupie nóżkami, bo czemu tak szybko, tu zabawa w pełni i zjawia się mama.

Poza przedszkolem chodzi dumny, że już jest przedszkolakiem i… broi bardziej, poczuł się starszy i pewniejszy.

Tak wiec po strachu, poszły dzieci do przedszkola razem, codziennie razem na placu zabaw się bawią, nasza mrówka i biedroneczka. Tak to czas leci.

Nowe zasady po staremu

Z dniem 1 lipca obowiązują nowe zasady odbioru odpadów, czyli po prostu śmieci. I jak to w tym naszym kraju bywa, ze wszystkim jest mnóstwo papierkologi, opóźnień – kocham ten kraj.

Zaczęło się od tego, że wchodzą nowe ustawy, teoretycznie kto inny ma odbierać śmieci i teoretycznie na nowych zasadach. Teoretycznie.

A praktycznie.

1.Każdy domek, a w zasadzie rodzina w domku musiała przesłać wniosek o rozwiązanie dotychczasowej umowy, bo nie możne być tak, że nowe zasady, to stare umowy nie obowiązują. PRSP chyba wynajęło kontener na te tony listów. Rozumiem, bezrobocie u nas to przynajmniej ktoś siedział po nocach, rozpakował, sprawdzał  i wklepywał, kto umowę rozwiązał, a kto nie. Ciekawe czy tym co się zagopili każą płacić podwójnie.

2. Kolejny etap to wypełnianie deklaracji śmieciowej, mnóstwo pytań, a w zasadzie skraca się do jednego- czy chcemy segregować czy nie?  No pewnie że tak, bo ja i tak większość segreguje, ale już kompostownika na ogrodzie się pozbywamy. Nie wiem skąd ich wyliczenia minimalnej produkcji odpadów przez mieszkańca, chyba wzięli średnią zawierającą produkcję przemysłową. Tak oto bowiem według ich wyliczeń na naszą 5-osobową rodzinę minimalne pojemności to 80l na mokre i 180l na suche. Koniec oszczędności, gospodarności, produkcję śmieci czas zacząć, bo jak dotąd w sumie tylko 80l zapełnialiśmy. Pomimo ich minimalnych norm zamówiliśmy po 60l na suche i mokre. Zamówiliśmy, czekamy i …

Teoretycznie z 1 lipca segregujemy śmieci. Ale mijają kolejne tygodnie, a na naszym podwórku stoi wciąż ten sam jeden zielony kubeł. Ta sama śmieciarka, jak zawsze w czwartek podjeżdża go opróżniać. A ja jak zawsze nosze plastiki i makulaturę do kontenerów gdzieś na osiedlu, a reszta śmieci jak zawsze ląduje w jednym kuble.

Pod blokami nie było problemu, ponaklejali naklejki mokre, suche na istniejących kontenerach i tyle, z domkami więcej zachodu.

3. Jak wieści donoszą to  po rozwiązaniu jednej umowy, podpisaniu drugiej, trzeba jeszcze  3 razy zadzwonić do nich z przypomnieniem, żeby śmietniki przywieźli. A oni sobie tak krążą i rozwożą po parę w każdej okolicy, no cóż to pewnie wygodniej niż pojechać i na jednej ulicy ciągiem wszystkie wymienić.

W zeszłym tygodniu zgłosiliśmy.

– My też tu mieszkamy, zdeklarowaliśmy segregację, tylko nie mamy jak się z tego wywiązać. Czy nikt nie zauważył, że na naszej ulicy połowę domów ma  wciąż jeden zielony pojemnik, my również?

– Do końca miesiąca pojemniki będą- padły słowa zapewnienia.

Tak więc znów czekamy, że może do nas trafią i…. po paru dniach odkrywam na naszym kuble naklejkę- ZMIESZANE ????

Nie OK, bo ja już nic nie rozumiem, to co mamy segregować czy nie??

 

Dziecko i bajki w telewizji

Po przeprowadzce, gdy Kinga miała 2 lata, nie mieliśmy telewizora. W mieszkaniu, które wynajmowaliśmy nie było na stanie, a swojego nie wieźliśmy. Taki stan trwał parę miesięcy, mi nic nie brakowało, nie tęskniłam ze szklanym ekranem. Kinga też bez bajek obywała się całkiem nieźle, czasem tylko obejrzała coś krótkiego na komputerze. Był czas na zabawę, na czytanie, wymyślanie własnych zabaw i tworzenie niesamowitych rzeczy z niczego. Nie było nudy, mała twórcza główka zawsze coś wymyśli.

Gdy pojawił się telewizor i zaczęło się oglądanie bajek, nie trzeba było długo czekać. Kinga zrobiła się bardziej nerwowa, złośliwa i buntownicza. Zaczęły się histerie. Oczywiście posadzenie ją przed telewizorem zazwyczaj tymczasowo ją uspakajało, potęgowało jednak nadpobudliwość.

Na co dzień mogę zaobserwować, jak wiele zależy od poranka. Gdy dzieci siądą do „bajki na rozbudzenie“, dokładnie – są pobudzone. Wyłączeniu telewizora często towarzyszy lament .

–      Jeszcze jedną bajkę, bo ją tak lubię…

Próba namówienia na ubranie się i na wspólną zabawę bywa trudna. Często pojawiają się tego typu rozmowy.

–       Mama co mam robić?

–       Ubrać się.

–       Ale to jest nudne. … Ja chcę iść na rower.

–       Ale w piżamie nie wyjdziesz.

–       To co mam robić?

–       Ubrać się.

–       Ale ja nie wiem w co mam się ubrać.

Tej rozmowie dodotkowo towarzyszy czołganie się po podłodze i wyginanie w tak dziwne strony, że na sam widok mnie wszystko boli.

Pomoc w ubieraniu również niewiele pomaga, bo nic jej się nie podoba- to za długie, to za krótkie, ta się za słabo kręci itp.

Całkiem inaczej prezentuje się dzień zaczęty wspólną zabawą. Kiedy to dzieci wstają cicho i pozwalając rodzicom spokojnie poleżeć, same zaczynają się wspólnie bawić. Wówczas zjedzenie śniadania, ubranie się i wyjście do przedszkola, czy na spacer, są niejako naturalną, następującą po sobie koleją rzeczy.

Tak, muszę to przyznać, bajki w telewizji uzależniają, podobnie zresztą jak czytanie bajek z książki na dobranoc. Jednakże od telewizji znacznie trudniej się oderwać, a ich przesłanie choć z pozoru dobre, nie zawsze jest takie naprawdę. W wielu bajkach akcja toczy się szybko, niby jest wesoło, ale i nerwowo. Dzieci bombardowane są mnóstwem bodźców, które je pobudzają. Gdy telewizor gaśnie, by utrzymać ten stan pobudzenia, same stają się taką bombą emocji.

Najłatwiej nie włączać bajki, wystarczy tylko zaproponować jakieś ciekawe zajęcie, zabawę, jakąś alternatywę. Wyłączyć telewizor po jednej bajce często jest trudno, ale po każdej kolejnej jest znacznie gorzej. Rzadko bowiem dzieci same odchodzą od telewizora. Często skaczą, robią inne rzeczy, ale temu magicznemu CYK często towarzyszy płacz, czasem wrecz wycie w niebogłosy.

Dlatego ogłosiłam odwyk. Zamierzam znacznie ograniczyć oglądanie telewizji. Nie wyłączę całkowicie, bo wiem, że to by było dla nich bardzo trudne. Telewizja nie jest przecież do końca zła, należy jednak z niej korzystać  z umiarem i z głową. Mamy teraz do wyboru kilka kanałów telewizyjnych dla dzieci. Jest wiele ciekawych programów i spokojnych, uczących bajek. Wystarczy tylko dobrze wybrać. Bez reklam pobudzających pragnienia dziecka, czy bajek szybkich, szalonych i głośnych. Zdecydowanie najgożej wypada Minimini, dlatego raczej go nie włączam. Ostatni przypadł nam NickJr, ma zdecydowanie mniej reklam i ciekawsze, spokojniejsze bajki, które uczą w ciekawy sposób.

Ograniczenie co do ilości jest często trudne. Na początku trzeba jasno powiedzieć, jedna bajka i koniec, lub dwie krótkie i tyle. Nie ma dyskusji, jak raz ulegniemy to na pewno następnym razem będzie jeszcze trudniej odmówić. Trzeba też dokłąnie określić kiedy jest czas na bajkę, żeby to nie był częsty przerywnik, by zająć dzieci.

Cóż, spore wyzwanie, ale warto spróbować.

Moja Pinkie Pie

Kinga już od dłuższego czasu jest miłośniczką kucyków. Najpierw bawiła się radośnie kucykami od kuzyna, potem zaczęło się zbieranie kucyków Pony i Filly. Teraz ma już sporą kolekcję, o zmiennym składzie. Kucyki bowiem wędrują z Kingą na spacery, do sklepów i do przedszkola, nierzadko ku rozpaczy Kingi któryś się gdzieś zapodzieje. Czasem zdarzają się wielkie powroty, gdy mały kucyk zostanie odkryty pod tapczanem, lub w skrzyni zabawek u babci. Kinga buduje dla nich pałace z klocków, balony z pudełek po jogurcie, szyjemy stroje ze wstążek i tiulu. Ogólnie, kucyki towarzyszą jej wszędzie i są towarzyszem wielu zabaw. Po prostu super! Ale… no właśnie zawsze pojawia się jakieś ALE.

Kinga odkryła również bajki „My Little Pony“ o pięknym podtytule „Przyjaźń to magia“.

Niby główna myśl, przesłanie odcinków podsumowywane w liście do Celesti są dobre i jasne, jednakże charakter bajki nie wpływa na Kingę dobrze. A dokładnie rzecz ujmując charakter kucyków.  Ciągłe bieganie, paplanie, wrzaski, imprezki, ogólnie wszędzie ich pełno, wszystko dzieje się szybko i głośno.

 

Kingi ulubienicą jest Fluttershy, cichy spokojny kucyk. Jednakże zamieniła się w Pinkie Pie. Nie tylko tyle, że kocha różowy i imprezki. Dookoła niej musi być zawsze głośno. Potrafi paplać jak nakręcona, bez ładu i składu. Jak zadaje pytanie to kilka razy i niemalże krzycząc, po prostu:

– No to robimy imprezę! Imprezka! Jak ja lubię imprezki!

Jak coś jej się nie spodoba, lub nie wyjdzie to nie przyjdzie powiedzieć, tylko niczym Pinkie wyje, nie wylewając jednak przy tym strumienia łez.

Potrzebuje ciągłego gwaru i towarzystwa, nie mówię, że spotkania z koleżankami są złe, ale wypada je nieco ograniczyć, nie możemy codziennie do kogoś chodzić, lub zapraszać do siebie.

Tak, ostatnio to stwierdziłam, mam córkę -Pinkie Pie. Jednak ta osobowość mi nie pasuje, a wręcz mnie irytuje. Może być towarzyska, wesoła i zabawna, ale nie głośna, paplająca, niepokorna, robiąca z siebie pajaca różowa adrenalina. Zwłąszcza w obecności prababci..

Nie, po prostu już nie wytrzymuje…

Prezent dla niemowlaka, czyli pieluszkowe inspiracje

 

Spędzając z dziećmi całe dnie i noce, nachodzi człowieka ochota na oderwanie się od tej rutyny, odetchnięcia i odreagowania. W głowie zaczynają rodzić się różne pomysły, nie zawsze realne, wykonalne, ale czasem inspirujące.

 

I tak to pewnego razu z paczką pieluch wdrapałam się na strych, wyciągnęłam trochę dziecięcych krepin i wstążek, duże zapasy różności po mamie kwiaciarce, i zaczęłam tworzyć. Zwijanie i formowanie pieluszek, owijanie ich w krepę, czy szyfony, do tego wstażki, koraliki, czy wiklinowe duperelki. Na koniec jakaś maskotka. I tak to powstały moje pierwsze pieluszkowe torty.

 

Tort z pieluszek biało-bordowyTort seledynowo-pomarańczowy

Galeria obrazów w lesie

IMG_1538W sobotę czekała nas kolejna impreza z okazji zakończenia roku w przedszkolu. Tym razem z inicjatywy rodziców. Rzucasz hasło i zawsze znajdą się chętni. Twórcze przedszkole dla twórczych rodziców :).

Pomysł: Galeria obrazów dzieci

Miejsce: las

Atrakcje dodatkowe: przekąski, zabawy ruchowe, zabawy z chustą integracyjną i oczywiście chodzenie po zwalonych drzewach.

Dla dzieci to była wielka radość spotkać się ponownie na spacerze z niespodzianką. Na zmianę nieśli  kosz z tajemniczym przedmiotem. Gdy dotarliśmy na miejsce rozwinęli pakunek- nożyce do przecięcia wstęgi. Każdy dostał kawałek wstążki, dziewczyny powplatały go sobie we włosy, lub zrobiły branzoletki.

Galeria została otwarta, kolejne zadanie to poodsłaniać obrazy i znaleźć autorów. A to była niespodzianka, gdy Kinga odkryła swoje obrazy.

Gdy dzieci się naoglądały nadszedł czas na wspólne zabawy – mucha łapie, berek, zabawy z chustą, piosenki. A w przerwach słodki poczęstunek. Zabawa była przednia, dzieci wybiegały się i dotleniły. Pogoda straszyła, ale pozwoliła nam poszaleć 3 godziny. Gdy zaczęliśmy się zbierać lunął deszcz, ale drzewa sprawdziły się jako zielone parasolki. Doszliśmy do domu, jeszcze tylko coś przekąsić, bajka i … zaraz dwójka starszaków spała.

Obraz KingiIMG_1559

 

Pożegnanie z przedszkolem Hula Hop

koło z zebranymi szyszkami

zadanie 1 – koło z zebranymi szyszkami, tak na rozgrzewkę

Nadszedł czas końca roku i czas rozstań. Pomimo, że Kinga jeszcze w lipcu chodzi do przedszkola oficjalne pożegnanie już było. Ciężko rozstawać się z tak przyjaznym, wesołym i twórczym miejscem.

Ostatni dzień i pożegnanie jak na przedszkole Hula Hop przystało musiało być integracyjne i wesołe. Po wręczeniu prezentów i ciepłych słowach wszyscy zasiedli do łakoci. Trzeba było się posilić przed wielkim wyzwaniem jakie na wszystkich czekało. Cały skład- rodzice i dzieci podzieliliśmy się na dwie grupy goniącą, uciekającą i … podchody czas zacząć. Kinga uciekła z pierwszą grupą.

Zanim wyruszyła druga grupa dzieci miały dodatkową atrakcję – jeżyka, małego kolczastego stworka, który od kilku dni siedział pod warzywniakiem. Sąsiadka, pani weterynarz orzekła, że jest za mały by przetrwać samodzielnie, wiec po wygłaskaniu i podziwianiu trafił do jednej  z rodzinek.

Ale pora na start – z Karolinką w chuście i uciekającym Damianem, oraz resztą grupy po strzałkach i kolorowych bibułkach ruszyliśmy w poszukiwania. Po drodze czekoło nas sporo zadań twórczych, zabaw oraz test ze znajomości drzew. Zaszliśmy spory kawał w las nim znaleźliśmy kartkę „szukajcie nas”. Nie było łatwo, a tu jeszcze droga powrotna, razem taki 1,5h intensywny spacer po górkach. Zmęczenie wygrało, po powrocie do domu nawet Kinga zasnęła. Marzenia, każdej mamy, by wszystkie dzieci zasnęły jednocześnie :).