Author Archive

Frida na katar się przyda

Przeżywamy kolejne zakatarzenie smyków. Nowe przedszkole, stres i paskudna pogoda zrobiły swoje. Kinga budzi się rozpalona, ale temperatury nie da sobie zmierzyć, Damian spokojnie znosi wszystkie opercje. Potrafi jednak sam pójść, wziąć chusteczkę i trochę niezgrabnie wytrzeć sobie nosek. Ćwiczy również dmuchanie, wychodzi mu całkiem dobrze. Najgorsze że z powodu choroby gorzej śpią, w nocy od 3 budzą się i zasypiają na zmianę, wstają o 6. Choroba zmęczenie, niedospanie dają o sobie znać, ale:

Jest dzień, w dzień się nie śpi– oświadcza Kinga pokładając się z kochanym kocykiem.

Ponieważ katar u przedszkolaków to normalna kolej sprawy, temat ten często pojawia się wśród rodziców oczekujących w szatni na pociechy. W ten oto sposób przypomniałam sobie polecaną przez położną w szkolę rodzenia Fride, czyli aspirator do nosa. Przy Kindze takie cudo było zbędne, pierwszy katar dostała mając ponad 2 lata. Damian jednak łapie katar od przedszkolaków i wciąż mamy z tym problem. Dlatego postanowiłam się skusić i kupić NoseFride. Wypróbowałam i naprawdę warto.

Mechanizm niby podobny do tradycyjnej gruszki, ale nie ma problemu, że nie wszystko się wciągnie, a ssanie się skończy. We fridzie katarek wyciągamy zaciągając powietrze ustami, co pozwala regulować moc i czas. Szeroka rurka zbiera wydzielinę, a wężyk zabezpieczony jest dodatkowo filtrem, więc do ust się na pewno nic nie dostanie. Oczyścić ją jest bardzo łatwo, wystarczy zdjąć grubą rurkę i przepłukać ją wodą.

Damian na początku był bardzo zadowolony, spokojnie się kładł i mogłam mu porządnie oczyścić nosek. Najwięcej kataru zbiera się rano jakiś czas po wstaniu, gdy spływają nocne zapasy. Bardzo ważne jest oczyszczenie nosa przed karmieniem piersią, ponieważ mały się dusił, musiał przerywać ssanie, by nabrać powietrza, co bardzo go męczyło. Dobrze jest chwilę przed zabiegiem zakropić nosek kroplami z solą morską, która ułatwia oczyszczanie noska wypłukując katarek.

Z czasem Damian już tak chętnie nie poddawał się tej procedurze. Czasem się buntuje, ale zazwyczaj obiera sobie za cel wyciągnąć mamie wężyk z buzi.

A na koniec życzę życia bez katarów.

Pomyśl jak dziecko

***

” Gwiazdko, gwiazdko powiedz nam, jak się mieszka w górze tam…” – śpiewała sobie Kinga chodząc po domu –  Mamo, to gwiazdka mieszka w jaskini??

– Dlaczego ??? – Jaskinie i dinozaury teraz na topie, ale czemu gwiazdka?

– Bo jaskinie są w górze, a jeśli gwiazdka mieszka w górze to musi mieszkać w jaskini.-  Wyjaśniła logicznie Kinga.

***

Musimy stać się jak dzieci, by zrozumieć, by uwierzyć.

Category: ogólne  Tags: ,  One Comment

Przeprowadzka

 

Wielki powrót za nami. Akcja pakowania dobytku – gary, talerze, sprzęt AGD i RTV (trochę tego nazbierało w Wawie), ciuchy (tego chyba najmniej 🙂 ), zabawki i dziecięce łóżeczka. To niesamowite ile przy dzieciach ma się klamotów, bez przyczepki się nie obyło. Dojechaliśmy, rozpakowaliśmy się, przynajmniej z grubsza, bo w szafach zalegają jeszcze pełne siatki. I jesteśmy znów na swoim, a co na to dzieci?

Kinga przy biureczkuKinga

Kinga długo powtarzała, że przecież wrócimy do Warszawy, ale gdy zaczęliśmy się pakować zrozumiała, że to na dobre. Zaczęła się smócić i popłakiwać:

– Ja kocham to mieszkanko, mój pokoik, moje białe łóżeczko, ja nie chcę się wyprowadzać.

Tłumaczenie, że zabawki i łóżeczka jadą z nami nie było dużym pocieszeniem, ale w pakowaniu pomagała chętnie.

Przedszkola najbardziej było nam żal, pokochała panie, miała już przyjaciółki i mi również odpowiadało – blisko, dużo ciekawych zajęć, częste dodatkowe atrakcje. Kinga czasem nie chciała iść, ale wracając  opowiadała jak było fajnie.

Ostatniego dnia panie urządziły Kindze wielkie pożegnanie. Dzieci malowały dla niej obrazki i spięły je w album. Kingusia podarowała dzieciom coś słodkiego na pożegnanie. Gdy przyszłam po nią była smutna, długo jeszcze ściskała się z paniami i bawiła na korytarzu. Wracając opowiadała:

-Milenka przytuliła mnie tak mocno i powiedziała, że też się przeprowadzi do Gdańska, i będziemy razem chodziły do przedszkola.

Ja oczywiście obdzwoniłam przedszkola w okolicy, ale miejsc brak, trzeba będzie próbować dalej. Kinga się dopytuje czy coś znalazłam. Często śpiewa piosenki i mówi wierszyki z przedszkola.

– Ciekawe jakich piosenek się teraz dzieci uczą. A ja ich nie będę umiała.

Dla Kingi to naprawdę ciężkie rozstanie, choć na początku płakał, że nie chce do przedszkola to zdążyła się już z nim mocno związać. Planowaliśmy zostać do czerwca, natłok spraw zadecydował, że trzeba wracać. Czy w czerwcu byłoby łatwiej, kto wie. Pewnie łatwiej byłoby znaleźć przedszkole w Gdańsku, wszystkie dzieci by się żegnały przed wakacjami, ale przywiązanie byłoby większe.

Damian

Dla takiego brzdąca niby przeprowadzka nie powinna być takim obciążeniem. Kinga raczej nie miała problemów z odnalezieniem się w Warszawie gdy miała 2 lata. U Damiana jedyny objaw to problem z chodzeniem spać, zawsze zresztą źle zasypiał w obcym miejscu. Jednak gdy w pokoju stanęło jego łóżeczko, wszystko wróciło do normy. Nie da się jednak ukryć, że tu człowiek lepiej się wysypia, Damian też, wiec wstaje o 5 – powtórka z rozrywki, z Kingą było ta samo.

***

Teraz dzieci dostały duży pokój, gdzie mogą szaleć z zabawkami, mają swoje łóżeczka, mebelki i kolorowe lampki.

Kinga się cieszy, ale czasem jeszcze wspomina Warszawę. Często krzyczy i ma ataki płaczu, głownie z powodu tęsknoty za tatą – wychodząc do przedszkola miała wypełniony czas i tyle o tym nie myślała. W domu ze mną uczyć się zbytnio nie chce. Gdy Damian śpi zazwyczaj maluje, lub układamy puzzle. Na domiar złego na to wszystko nałożyło się rodzinne chorowanie. Powoli wygrywamy z przeziębieniem, tata odwiedza nas częściej, wiec mam nadzieje, że napięcie w Kindze też się powoli rozładuje. Wiele spraw się nałożyło i nie jest nikomu łatwo.

Świątecznie w przedszkolu

Ubieranie choinki

Kolejna zabawa w przedszkolu za nami. Rodzice zostali zaproszeni na wspólne ubieranie choinki w sali. Wybrałam się wraz z Damianem. Weszliśmy do sali gdzie biegało sporo dzieci, inne wraz z rodzicami robiły ozdoby choinkowe. Mały było początkowo onieśmielony, rozglądał się po sali, ale gdy już zlokalizował zabawki, zszedł z moich rąk i potuptał do wózków z lalami. Zainteresował go również sklepik, wiec gdy tylko opustoszał mały wszedł za ladę i wystawiał produkty licząc coś na klawiaturze.

Kinga zawiesiła na choince co miała, trochę gotowych ozdób i parę własnoręcznie wykonanych. Gdy część obowiązkową miała za sobą zaczęła biegać z koleżankami.

Najlepsza zabawa się zaczęła gdy dziewczyny zaczęły szaleć z kolorowymi łańcuchami – bieganie w koło z gwiazdą z łańcuchów w środku, robienie fal, było super. Niestety łańcuchy trochę na tym ucierpiały i pani skonfiskowała te ozdoby w niecodziennym użyciu. I tak radości nie było końca, wyszliśmy jedni z ostatnich. Takie banalne spotkanie, a tyle szczęścia- bo mama jest wreszcie w przedszkolu.

Jasełka

W zeszłym tygodniu rodzice zostali zaproszeni na jasełka wystawiane przez nasze pociechy. Do zaproszenia Kinga dopisała swym magicznym pismem, że zaprasza również Damianka i babcie – o wszystkich pamięta. Udaliśmy się wiec na to przedstawienie.

Dzieci wkroczyły do sali poprzebierane za mikołaje, aniołki i śnieżynki. Gdy już każdy maluch zlokalizował znajome twarze na widowni, można było zacząć pokaz. Były kolędy, piosenki zimowe i wierszyki. Kinga oczywiście pokazywała z zapałem i głośno śpiewała, choć czasem odwrócona tyłem .

– Bo oglądałam zwierzątka, które wchodziły do szopki. Ale głośno śpiewałam – podkreślała- słyszałaś jak głośno.

Po występie był oczywiście poczęstunek. Dzieci zajadały dobrocie, a następnie ruszyły do zabawy. Kinga-śnieżynka doczekał się wreszcie możliwości ponoszenia skrzydełek aniołka. Biegała w nich radośnie po sali.

Dla nas to spotkanie było częściowo pożegnalne. Na święta czeka nas przeprowadzka i powrót na swoje. Na pewno będzie dobrze, ale tego przedszkola, zaprzyjaźnionej grupy najbardziej bedzie żal. Kinga zrobiła sobie zdjęcia z paniami, z akwarium, z ulubioną Milenką.

Początki nie były łatwe, ale teraz cieszyła się z każdego dnia w przedszkolu. Koleżanki, nowe piosenki, wierszyki, przedstawienia i koncerty – są rzeczy które trudno dziecku zapewnić w domu, zwłaszcza jesienną porą, gdy na dworze pustki. Dla tak towarzyskiej i żywiołowej osóbki jak Kinga przedszkole to wspaniałe miejsce odkrywania rzeczy nowych. W towarzystwie chętnie je, uczy się i dostosowuje się do panujących zasad. Oczywiście narzeka jeszcze czasem, że tam nie można biegać, ale nadrabia to zazwyczaj w drodze powrotnej do domu.

Szkoda opuszczać wspaniałe miejsca, ale nigdy nie wiemy co nas jeszcze czeka. Może tam gdzie trafimy spotkamy równie kochanych ludzi, inne cudowne miejsca. Przygoda trwa i niesie nas do Gdańska. Pozostaną miłe wspomnienia i miejsce na ziemi, które przez niedługi czas było naszym domem.

Ekologiczna choinka

Choinka 2010 - WarszawaChoinka dla naszych pociech to bardzo ważny znak nadchodzących świąt. Ubieranie jej to niesamowita frajda, robienie ozdób to sztuka tworzenia, a prezenty pod nią to sama radość. Wśród świątecznych przygotowań pojawia się więc pytanie:
-Jaką choinkę wybrać, sztuczną czy prawdziwą?

A ja zadam inne pytanie: Która jest bardziej przyjazna środowisku? Teraz ekologia taka modna, warto więc się nad tym zastanowić.
Słyszałam bowiem opinie – „ja mam sztuczną, bo poco mają wycinać drzewa”. Ale czy to naprawdę jest ekologiczne?

Popatrzmy na to dokładniej:

Choinka sztuczna

  • Jest tańsza, raz kupiona starczy na lata.
  • Nie trzeba po niej sprzątać.
  • Służy nam powiedzmy przez 10 lat, a potem rozkłada się przez 300 lat.
  • Jej produkcja zużywa energię i surowce.
  • Jest zbiorowiskiem kurzu, ile osób kąpie takie cacko choć raz w roku?
  • Wymaga sporej ilości miejsca na przechowywanie przez 11 miesięcy w roku.
  • Jest prawie jak żywaprawie robi dużą różnicę.
  • Nie pachnie.
  • Zbyt idealna jak na naturę.

Żywa choinka

  • Wycinana z lasu lub z plantacji, ale na jej miejsce wyrośnie kolejne drzewo, a zanim będzie wycięte dostarczy nam sporej ilości tlenu. W lasach konieczna jest czasem wycinka, to czemu te drzewa mają się marnować.
  • Sypią się z niej igły – ale jeśli kupimy dobre gatunkowo drzewko, może uschnąć, ale igieł nie zgubi.
  • Jest droższa, ale potraktujmy te pieniądze jako inwestycje w zieleń, to jak akcja „sadzimy drzewa„- kupisz jedno, to posadzą kolejne.
  • Można kupić drzewko w doniczce i po świętach wysadzić do ogrodu.
  • Po uschnięciu może być spalona, kompostowana, lub zjedzona przez słonie.
  • Jest wielką atrakcją dla dzieci, pachnie, wypełnia dom świątecznym nastrojem.
  • Co roku inna, niepowtarzalna
Wybór należy do nas – my wybieramy żywą, zazwyczaj jodłę kałkaską. Jest trochę droższa, ale za to igłami nie sypie i ma piękne gęste gałezie.

Nowy wózek – Baby Dreams SPRINT

wozekTak to z rzeczami bywa, że się psują. Nasz zasłużony zielony powóz dziecięcy również się przemęczył. Wracaliśmy właśnie za sporego spacerku. Dzieci były zmęczone więc Damian poszedł na opa do taty, a Kinga wsiadła do wózka. Od razu odzyskała siły, aż w pewnym momencie zaczęła tak fikać, że wózek poszedł w dół, pękła jedna z rur stelarza. Na szczęście do domu nie było daleko i jakoś doszliśmy.

Wózek-parasolka jeszcze nam został, ale po kilku spacerach miałam go dosyć – nie da się prowadzić jedną ręką, nie ma miejsca na zakupy i jest za wąski na podjazd do klatki. Zielony pojechał do Torunia, dziadek kombinował, najeździł się, ale coś wymyślił, ale nie poskutkowało.

Ostatecznie stwierdziłam, że może się rozejrzeć za jakimś innym używanym. Decyzja zapadła i zaczęłam przeglądać wszystkie portale. Parę dni polowałam, przeglądałam, czytałąm fora z opiniami i wybierałam.

Nie było łatwo ze względu na liczne wymagania:

– cena do 150zl,

– duże koła, zwrotne,

– duży kosz na zakupy solidnie zamocowany,

– siedzisko rozkłądane do pozycji leżącej,

– pełna rączka,

– lekka aluminiowa rama,

– dostępny niedaleko,

– składany do mniejszych rozmiarów niż poprzednik,

– wózek spacerowy bez gratisów typu gondola, fotelik itp.

Wreszcie decyzja zapadła i kupiłam trochę brudny z niewielkimi uszkodzeniami estetycznymi, ale w pełni sprawny Baby Dreams Sprint. Po przepraniu prezentuje się bardzo dobrze i jest naprawdę wygodny.

Wady oczywiście ma:

– dziurki w daszku, ponieważ przy składaniu uderza on o wystające elementy,

– twarde zawieszenie jest ok pod warunkiem, że nie jedzie się kamienistą drogą w parku,

– podnóżek nie ma blokady wiec po podniesieniu łatwo opada, więc jak Damian zaśnie nóżki mu zwisają,

– kosz na zakupy ma duży, ale przechodząca przez niego rura utrudnia wykorzystanie całej objętości.

Zalety:

– zwrotne koła są rewelacyjne, prowadzi się go leciutko i nie ma problemu ze skręcaniem,

– może pomieścić dwoje dzieci – zmęczona Kinga staje sobie z tyłu,

– jest lekki – waży 8kg,

– łatwo odpinana barierka ułatwia szybkie i sprawne wysiadanie malucha,

– jak nawali duża winda, składam go i wsiadamy do małej, nie muszę prosić sąsiadów o przejście do 2 klatki.

 

Pasowanie na przedszkolaka

Przygotowania

Kilka dni przed uroczystością Kinga przybiegła z sową-zaproszeniem dla rodziców. Bardzo się cieszyła na ten dzień, w kalendarzu skreślała dni.

– Tata się zdziwi jak będę występowała. Zdziwi się, bo ja nie będę sama tylko całą grupa będzie występować, wszystkie dzieci z naszej grupy, oj zdziwi się…. Mama, będzie mnie oglądała, tata będzie mnie oglądał i Damianek też.

Cieszyła się ogromnie, że przyjedzie babcia, ostatecznie zjawiła się ciocia.

Kupiłam jej elegancką białą, bluzeczkę z kołnierzykiem. Zastanawiałam się czy będzie chciała ją ubrać, a ona była zachwycona, przymierzyła i nie chciała zdjąć.

– Ale jestem egegancka, zrobimy uroczystość?- i biegała w  bluzce po domu.

Uroczystość

Gdy nadszedł ten wielki dzień wszyscy zaproszeni w napięciu zasiedli w sali gimnastycznej czekając na małych bohaterów. Z małym opóźnieniem wkroczyła grupa maluchów w asyście starszaków. Kinga miała tak poważną minę, że ledwo ją poznałam. Gdy zasiadła na ławeczce i zobaczyła znajome twarzy od razu się rozpogodziła.

Starszaki odśpiewały hymn przedszkola i nadeszła pora na występ maluchów. Bohaterowie dnia wkroczyli na scenę w uniwersyteckich czapkach, z przypiętymi medalami, dziewczynki w żółtych spódniczkach, a chłopcy w krawatach z żółtej krepy.

Mówili wierszyki, zaśpiewali kilka piosenek, w tym największy przebój „Idzie sobie przedszkolaczek”. Kinga bardzo żywiołowo śpiewała i pokazywała. Potem nastąpiło uroczyste pasowanie wielkim ołówkiem. Każdy nowy przedszkolaczek podchodził do pani dyrektor, był pasowany, a następnie dostawał dyplom i książeczkę. Po wszystkim oczywiście nie zabrakło słodkiej przekąski, a raczej uczty przy bogato osłodzonym stole. Kinga była szczęśliwa i ciągle pytała:

– Tata widziałeś jak występowałam? Podobało ci się? Widziałam jak biłeś brawo.

Damian cały występ przesiedział na moich klanach jak aniołek przyglądając się ludziom, sali i przedstawieniu. Po części oficjalnej się rozkręcił, sprawdzał małe foteliki, oglądał zabawki i skosztował trochę słodkości.

 

Figa z Makiem

Pisałam już o Psotku do którego Kinga bardzo lubi chodzić. W ostatni weekend jednak postanowiłam namówić ją na odwiedziny w innym miejscu, w pobliskiej Fidze z Makiem. To klubokawiarnia, która oferuje wiele zajęć dla maluchów, dziś jednak były odwołane i sala była wolna. Udaliśmy się wiec na zwiady. Miejsce to jest bardzo popularne, piszą o nim w gazetach, pojawiało się na Planecie Dziecko.

Do tej pory nie zaszliśmy tam z 2 powodów:

– gdy Damian był malusi, nie za bardzo wiedziałam co bym z nim tam robiła, bo z wózkiem wjechać się nie da,

– Zazwyczaj w sali zabaw odbywają się zajęcia na które brak wolnych miejsc.

W sobotę poszliśmy sprawdzić to oblegane miejsce. Kinga była nieśmiała, ale w końcu poleciała się bawić, Damian również. Z kawiarni do sali zabaw prowadzą tylko wąskie drzwi, wiec mały bał się sam zostać, musiałam się przenieś do sali zabaw. Damian dorwał instrumenty, a Kinga domek MyLittlePetShops i byli zadowoleni.

A co do mnie- jestem bardzo zawiedzina tym miejscem:

– kawiarnia z małym sklepikiem jest strasznie ciasna, kilka rozstawionych stolików między którymi trzeba się przeciskać, brakuje miejsca nawet przy niedużym ruchu,

– wąskie przejście do sali zabaw powoduje, że wciąż tłoczą się w nim rodzice zaglądając, co tam robią maluchy,

– sala zabaw również mała i dość pusta, przez co echo strasznie potęguje krzyki dzieci- Kinga popłakała się, że jest za głośno,

– podłogi i ściany w kiepskim stanie, rodem z PRLu, przydałoby się zadbać o aranżacje wnętrza, zwłaszcza sali zabaw,

– rodzice nie widzą dzieci, wiec maluchy się biją niezauważone,

– mała przestrzeń, wiec strasznie duszna,

Co do plusów to:

– dobra kawa i ciekawe przekąski,

– to najbliższe dla nas takie miejsce, ale na szczęście nie jedyne,

– ciekawe zajęcia dla maluchów, skoro Kinga już w dzień raczej nie śpi, to może z czegoś uda się skorzystać.


Opuściłam to miejsce po 2 godz. z bólem głowy (od hałasu i duchoty), w niedziele było lepiej, bo byliśmy sami. Kindze ostatecznie spodobało się  i były problemy z wyjściem.

Po odwiedzeniu tej malutkiej, dusznej kawiarenki pełnej gości poczułam jaką siłę ma dobra reklam i pomysł. O wiele ciekawszy i przestronniejszy Psotek świeci pustakami, a tu wciąż ktoś zagląda.

 

Msza dziecięca

 

Ostatnio czytałam artykuł o miejscach gdzie dzieci są niemile widziane. To skłoniło mnie do poruszenia paru tematów.

Chodzenie na mszę wraz z maluchami często jest niezłym wyzwaniem. Dzieci się nudzą, nie mogą usiedzieć w ławce, marudzą. Trudno więc się skupić i w pełni uczestniczyć we mszy. To wszystko prawda, ale czy zawsze??

W naszej tymczasowej parafii irytuje mnie w ogłoszeniach prośba o pilnowanie dzieci, by nie rozpraszały innych. Rozumiem, że może to przeszkadzać, ale jest przecież msza dziecięca, wówczas ich obecność nie powinna nikomu przeszkadzać. Jeśli ktoś nie lubi takiego sąsiedztwa, to niech wybierze inną mszę. A że średnia wieku na mszy dziecięcej jest grubo powyżej 50 to już nie dzieci wina. Zresztą to msza dziecięca głównie z nazwy, jedno na co można liczyć to kazanie dla dzieci, jeśli nie ma wakacji, czy listu duszpasterskiego.

Całkiem inaczej sytuacja przedstawia się w naszej Gdańskiej parafii Stanisława Kostki. Tu msza dziecięca jest od wejścia do wyjścia, prowadzi ją proboszcz i podbija serca maluchów.

  • Śpiewy tylko dziecięcych pieśni, na koniec wiązanka z pokazywaniem,
  • tylko jedno czytanie i ewangelia,
  • kazanie z udziałem dzieci,
  • modlitwa wiernych = dzieci, czyli „za całą rodzinę” do nieskończoności,
  • komentarze objaśniające najważniejsze momenty eucharystii,
  • ogłoszenia skrócone do minimum, przedstawione w przystępnej formie,
  • „serdecznie witam wszystkich parafian, oraz gości” podbija serca każdego,
  • niespodzianki (cukierki) przy wyjściu z okazji Mikołajek, imienin proboszcza, itp.
  • na zakończenie „Niechaj będzie pochwalony” odmawiane wspólnie z księdzem.

Na taką mszę dzieci idą z chęcią i nikomu nie przeszkadza, że tańczą na środku kościoła. Oby takie msze były w każdej parafii.

 

Zanim włączysz dziecku telewizor

Należę do osób, które traktują telewizor jako mebel, gdy nie ma innych w domu potrafię przez kilka dni go nie włączać. Nie jestem w stanie obejrzeć jednego dnia więcej niż jeden film, a w czasie reklam wychodzę z pokoju, lub je przewijam. Więc, tak naprawdę wolałabym się pozbyć tego ekranu i wychowywać dzieci bez telewizji, ale nie mieszkam sama.

W dzisiejszych czasach większość osób nie wyobraża sobie życia bez telewizora. Często dzieci od pierwszych miesięcy życia przyzwyczajane są, że to coś świeci i gada, z czasem zaczynają poświęcaj „temu czemuś” coraz więcej uwagi. Rodzi się pokusa, by włączyć dziecku bajki, by mieć je na jakiś czas z głowy -„przecież one też są pouczające, niegroźne”- czy na pewno??

Kinga miała nie oglądać TV do 2 roku życia, ale zanim osiągnęła ten wiek już miała okazje „bo to tylko bajka, pouczająca”, „bo to notowania giełdowe, to niech się uczy”. Gdy już zaczęła rozumieć i oglądać bajki z zaciekawieniem twardo trzymałam się zasady, rano „Klub przyjaciół myszki Miki” i koniec. Wyłączałam telewizor i nie było żadnego płaczu. Znacznie trudniej było gdy tatuś puścił bajki wieczorem, im dłużej oglądała tym trudniej było ją oderwać, bo jeszcze jedna itp.

Wyjazd do Warszawy był przełomem- nie mieliśmy tam telewizora przez parę miesięcy. Czasem puściliśmy Kindze bajkę na komputerze. Ale ogólnie nie było TV, więc nie było problemu.

Pojawienie się szklanego ekranu sporo zmieniło, nie spodziewałam się że to będzie tak wielka zmiana. Większa dostępność bajek, więc więcej marudzenia, płacz przy wyłączaniu, czasem bunt i krzyk. Problemem było nie tylko przerwanie oglądania. Kinga stała się również mniej posłuszna na spacerze i bardziej rozdrażniona.

Zauważyłam ścisłą zależność między czasem spędzonym przed TV, a łatwością komunikacji z nią. Największy wpływ miało ranne oglądanie. Po spędzonych 2h przy bajkach (przy wczesnym wstawaniu tak się zdarzało) była bardzo pobudzona, ciężko było namówić ją do współpracy, szybko wpadała w złość i zaczynała tupać nogami, buntowała się z byle powodu i często krzyczała, że chce bajkę. Bywały jednak poranki gdy udawało nam się wcześnie zacząć zabawę i płynnie przejść do śniadania i innych zajęć. Wówczas Kinga przypominała sobie o bajce dopiero gdy szłam koło 10  karmić Damiana. Po obejrzeniu jednej bajki, bez problemu zbierała się na spacer. Spacer to w końcu niezła alternatywa.

Teraz wypracowaliśmy plan – bajka na rozbudzenie i bajka do spania, choć te pierwsze zdarza nam się pominąć. Po dłuższym nieplanowanym oglądaniu bywają problemy z wyłączeniem, ale coraz częściej Kinga sama stwierdza, że już dość, bo oczka będą boleć. Bardzo nie lubię taty metody włączania bajki „by się uspokoiła”, skutkuje to tym, że gdy coś zbroi, lub jej się nie spodoba zaczyna płakać i krzyczy „bajka”. Zresztą dzieci szybko się uczą co u kogo da się uzyskać. Gdy jestem z nimi sama przez kilka dni telewizor włączamy bardzo rzadko, a zdarza się że Kinga wita tatę i już prosi o bajkę. Coraz częściej jednak pozwala przełączyć na wiadomości.

Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że przy ilości pracy przy dwójce maluchów, czasem dobrze jest włączyć dziecku TV by mieć chwilę spokoju. Jednak tak naprawdę gdy dzieci są we dwoje, potrafią się świetnie razem bawić, a ja zyskuje chwilę na domowe prace. Bajki się przydają głównie gdy usypiam Damiana, by Kinga wyciszyła się przed zaśnięciem.