Author Archive

Mamy i nianie na placu zabaw

Kończy się sezon obleganych placów zabaw, część dzieci poszła do przedszkola, inne siedzą w domu, a na dworze spacerują pojedyncze pociechy z opiekunami.  W związku z tym pora na małą refleksje.  Z Kingą i Damianem codziennie chodziliśmy na place zabaw, te mniejsze i te większe oblegane przez sporą grupę dzieci. To dla Kingi była wspaniała okazja do zabawy z rówieśnikami, a dla mnie okazja obserwacji i przemyśleń.

Na spacery z dziećmi chodzą mamy, babcie lub nianie. Zazwyczaj bez problemu można rozpoznać kto jest kim, oczywiście są wyjątki- nieliczne.

Mamo pobaw się ze mną!

Poznałam kilka mam z okolicy, zawsze wspólny temat się znajdzie, jak już dzieci razem hasają. A jak rozpoznać mamę na placu zabaw? Nie tylko po wieku, mamy biegają za dziećmi, robią z nimi babki z piasku, wymyślają zabawy, są wciąż w ruchu, obok dziecka. Inne dzieci również lgną do tych osób, zagadują, czują bijące od nich ciepło.

Ciocie i babcie choć mniej żwawe również dotrzymują kroku dzieciom, oferują swoją pomoc, picie i jakieś przekąski.

Stowarzyszenie niań

Klasyczna niania to emerytowana przedszkolanka. Ogólnie wiek babciny przeważa. Nianie tworzą odrębną społeczność, umawiają się ze sobą na wspólne spacery z dziećmi. Przychodzą na plac, zajmują ławeczkę i zaczynają się plotki. Dzieci mają wolną wolę, mogą w zasadzie wszystko. Niania tylko od czasu do czasu rzuca okiem, sporadycznie zwróci uwagę, że innych się nie bije. Gdy dziecko coś chce przecież samo przybiegnie. Nianie odpoczywają i uświadamiają inne, początkujące:

– Pani sobie siedzi, my się jeszcze dzisiaj napracujemy po powrocie do domu.

Sporadycznie zdarzają się nianie młode, w wieku studenckim. Te niedoświadczone są gorliwsze, starają się być dla maluchów jak matki. Choć może czasem nie dają sobie z czymś rady, są jednak bardziej czułe. Spotkałam nawet jedną noszącą dziecko w chuście, ciekawe czy nianie starszej daty dałoby się na to namówić?

My i one

Co ciekawe różnice te dzielą znacznie, trudno nawiązać kontakty między grupami. Owszem, miałam okazję rozmawiać z kilkoma nianiami, głównie dlatego, że nasze dzieci wspólnie bawiły się na spacerze, lub na pustym placu. Jedną uważam za wyjątek, potwierdzający regułę. Inna choć dość standardowa, ale zaczęła rozmowę. Są jednak takie, że choćby nikogo nie było, z matką nie porozmawiają, a nawet dzień dobry nie odpowiedzą.

Wiedząc to, co zaobserwowałam naprawdę zastanawiam się czy doświadczenie ma takie znaczenie, czy nie lepiej zaufać młodej osobie, która dostosuje się do naszych zasad, a nie „wychowa dziecko pod siebie”.

Domowe przedszkole

Kolejny weekend w domu tylko z maluchami. Zastanawiałam się jak to będzie. Czy Kinga będzie płakać za tatą. Czy ząbkujący Damian da mi popalić?…

Dzieciaki wciąż zakatarzone i kaszlące, wiec postanowiłam je nieco potrzymać w domu. Zwłaszcza że termometr za oknem obwieszcza nadejście pory chłodu.

Kinga szczęśliwa, że jest sobota i może pobawić się z bratem, od rana zarządziła przedszkole. Ona to pani Asia, a Damian to Kuba, mama – pani Ela (dorywczo pan od angielskiego). Dom został podzielony na poszczególne sale, a pani Asia zwoływała dzieci do pociągu i szła z nimi na poszczególne zajęcia. Z takiej zabawy można więcej się dowiedzieć o przedszkolu, niż z opowiadań Kingi.

Pani Asia troskliwie zajmowała się Kubą, wymyślała zabawy, tłumaczyła różne rzeczy, czytała wierszyki. Wykazywała nadzwyczajną cierpliwość i wytrwałość, której zazwyczaj Kindze brak.

……

Bawili się dużymi autami. Kinga wsiadła na jeździka i odpychała się sama, za sobą ciągnęła Damiana w wielkiej wywrotce. Innym razem pchała Damiana, ostrożnie zakręcając, w końcu:

– Już starczy Damianku- powiedziała zatrzymując się przy koszu z zabawkami. Damian wyraźnie dawał znać że chce jeszcze. – No, bobrze jeszcze jedno kółeczko, ale potem już koniec, ok?

…..

– Dzieci ustawiamy się do pociągu i idziemy na angielski! – wołała Kinga (w roli pani Asi) stojąc w drzwiach i klaszcząc w ręce. – Proszę, Kuba ustaw się do pociągu, brawo, to idziemy.

W drugim pokoju:

– Proszę dzieci, siadamy  w kółeczku, nóżki na kokardkę i słuchamy pana. – Choć nauka siadania po turecku Damiana nie wyszła jej.

……

– Choć Damianku, leci ci katarek, trzeba wytrzeć nosek – Kinga z bratem za rączkę powędrowała do przedpokoju, wyjęła chusteczkę i delikatnie wycierała mu nosek. – Mama pomóż, bo Damiankowi leci katarek, wytarłam mu nosek tak delikatnie.  – Opowiadała prosząc o pomoc.

…..

Kinga wpakowała się wraz z ukochanym kocem do szafy służącej za schowek. Miejsca już nie było, ale gdy przeszedł Damian posunęła się dalej – Choć Damianku, choć, zobacz zmieścisz się. – Po czym zrobili wielki przegląd zawartości wsadzonych do szafy siatek.

…..

W niedzielę Damian od 3 spał kiepsko, wstał 6;30 i włączył mu się program „jedzenie” tzn. chcę wszystko, nawet to co nie lubię, najwyżej wyrzucę gdzieś po drodze. Za niedługo obudziła się Kinga i po wspólnym śniadaniu znów zaczęła się wesoła zabawa. Trochę tańczyliśmy. Ale Damian zna tylko jeden sposób tańca – kręcić się w miejscu do upadłego, a im bardziej się w głowie kręci, tym weselej. Miejsce określone – koniecznie na podłodze przy kaloryferze. A do tego można jeszcze się zakręcić w firankę.

Popołudniu Damian obudził się z obolałymi dziąsłami, nic go nie mogło pocieszyć i zadowolić. Wciąż chciał na ręcę i pod żadnym pozorem nie pozwalał usiąść, tylko noszenie. Moje plecy już nie znoszą tak dobrze dźwigania tego 11-kilogramowego kręcącego się klopas. Częsty płacz malca w końcu obudził Kingę, ta zła przyszłą do pokoju. Nastrój ten nie chciał jej minąć. Bajka na rozbudzenie nie pomogła, były wiec ciągłe sprzeczki i bitwa o zabawki, płacz na dwa głosy.

Po jakimś czasie wpadła Marta, namówiła wreszcie Kingę do wspólnej zabawy, a ja z Damianem wyniosłam się do kuchni. Trochę rozłąki uleczyło nieco nastrój, choć dalej wybuchały sprzeczki.  Zabawa latarkami w ciemnym pokoju podobała się obojgu.

W końcu po 20 zaczęłam kłaść spać, pierw Damian, a potem Kinga. O 21 wreszcie cisza i spokój.

Przedszkole w kinie

Tak  czas leci i nasze wspólne zmagania, że do tej pory Kinga nie była w kinie. Widziała Disney on ice na Torwarze i była zachwycona. Do kina planowaliśmy z nią iść ale jakoś nie wyszło.

A tu niespodzianka w poniedziałek całe przedszkole pojechało na bajkę „Mniam!”. Dla małej było to niezwykłe wydarzenie, pierwszy raz w kinie i pierwszy raz jechała autokarem.

Relacjonowała tak:

– A wiesz mama jak się nazywał ten autobus? AUTOKAR –  był taki duży, że wszyscy się zmieścili. W środku było jak w domu – miał okna i zasłonki.

– A w kinie jest taaki duży telewizor, przechodziłam koło niego. A bajka była o koleżance Nemo, która nie miała rodzinki, ale miała przyjaciela – rekina.

Damianowi tez ten dzień się podobał. Pierw pojeździł sobie w wózku po zakupy i do urzędu ( jak dobrze, że Wawa ma urząd w każdej dzielnicy). Wracając kibicował graczom na boisku zajadając banana i pochodził po parku. Gdy dotarliśmy pod przedszkole okazało się, że dzieci jeszcze nie przyjechały. Schowaliśmy się wiec na przedszkolnym placu zabaw, by mały miał zajęcie, a Kinga nie widząc nas i ładnie zjadła obiad.

Autokar przyjachał, dzieci wysiadły, potuptały do przedszkola myć rączki i zjeść obiadek. W tym czasie Damian wyprubował wszystkie atrakcje na dworze. Pojeździł na autkach, odwiedzał domki, wchodził na drabinki i jeździł wózeczkami.

Gdy weszliśmy do szatni rodzice dalej czekali, również mamy z maluchami. Damian znalazł sobie towarzystwo i bez strachu podreptał z szatni na korytarz przedszkolny. Tam podziwiał duże auta, motory, misie i wszystko co kolorowe. Już prawie wbiegał do sali Kingi widząc wszystkie atrakcje. Wreszcie przyszła uradowana siostra i zamiast zbierać się do wyjścia zaczęła się bawić z bratem. Jest mama i brat to po co się gdzieś śpieszyć.

Poszła Kinga do przedszkola

Zaczął się wrzesień, a dla nas to niezwykły czas- Kinga poszła do przedszkola. Na początku była radość oczekiwania na coś niezwykłego, opowiadanie bratu, że on jest jeszcze za mały i nie może z nią iść. Z radością wybierała kapciuszki, potem podpisywała ze mną ubranka i bucuki.

Pierwsze dwa dni biegła do przedszkola z chęcią, choć potem miała w ciągu dnia krótki kryzys i trochę płakała.

Po odebraniu opowiadała:

Było fajnie i niefajnie, bo nie było mamy, Martynki i Dawojki (koleżanki z placu zabaw).

Kolejne dni już były gorsze, marudziła wieczorem, potem rano przed wyjściem wymyślał mnóstwo rzeczy, by opóźnić decydujący moment. W przedszkolu przy odejściu płakała raz, kolejne razy już szła tylko z pochmurną miną. Przy odbiorze przylatywała rozbawiona i szczęśliwa, a czasem nawet bratu mówiła, że było fajnie.

– Szybko się odnajduje i ładnie się bawi z dziećmi, tylko uparciuch z niej – relacjonują Panie.- Obiadek też je ładnie, zupkę słabo, ale drugie zazwyczaj zjada.

Odbieram ją po obiedzie o 13 i w ramach nagrody idziemy jeszcze na krótki spacerek- a to do parku, a to pokarmić kaczuszki. Zawarłam z Kingą umowę, że przynoszę jej picie, ale jedzonka nie, musi zjeść obiadek, by były siły do dalszego biegania. Po spacerku bajka i spać. Co ciekawe, myślałam, że po takiej dawce wrażeń będzie spała mocno i długo, a ona potrafi wstać po 1 lub 1,5 h, zazwyczaj spała 3h.

Co do moich obserwacji to od pójścia do przedszkola Kinga:

nie boi się już zagadywać obcych – wchodzi do sklepu i od razu prosi co chce kupić, dziś obcej Pani od tak powiedziała „Dzień dobry”, pani się ucieszyła i zaczęła ją zagadywać, a Kinga śmiało odpowiadała,

jest mniej posłuszna, zaczęła mi uciekać na spacerze, bo musi się wybiegać, jak to tłumaczy,

szybko łapie nowe słowa i nowe teksty. Już nie jest – dobra? tylko OK? A najbardziej mnie rozbawiło – Mamy w przedszkolu taki telewizorek na stanie.

Ciekawe jak to będzie dalej. Teraz nam się już rozłożyła, czy to przez przedszkole, czy to przez bieganie w rozpiętej kurtce, lub sweterku przy 13 stopniach, a może wszystko na raz.

Damian chodzi

Tak, tak jak Damian skończył pierwszy rok zaczął stawiać pierwsze samodzielne kroki. Kinga chodziła długo za rękę, bała się wykonać ten pierwszy samodzielny ruch. Damian to inna bajka, za ręce nie chodził za bardzo. Jeszcze się chwiał, a już zaczął sam stawiać pierwsze kroki. Co za tym idzie, wypadki się go trzymają. Nieraz przygrzmocił głową w krzesło, futrynę, czy łóżeczko. 

Teraz już chodzi całkiem sprawnie, ale wciąż zdażają mu się upadki, potknięcia. Lubi chodzić z pełnymi rękami, przenosi spore zabawki, ciągnie za sobą torby, kopie piłkę. Przebojem jest jednak chodzenie z butelką po napojach. Skoro Kinga nie pije z butelek kolorowych, to on też tak chce, często podpija sobie z butelki po wodzie Kubuś, która ma fajny niekapek. Zdarza mu się jednak wyciągać z kuchni puste butelki odłożone do wyrzucenia, wówczas paraduje z butlą Cocacoli czy Burna.

I tak to właśnie pewnego razu szedł sobie z butlą w buzi próbując wylizać jakieś resztki. Był już mocno zmęczony, bo zrezygnował z popołudniowego spania. Szedł, nogi się zachwiały, mały poleciał na twarz i nabił się na butelkę. Płacz, buzia pełna krwi, panika… nie minęło parę minut a Damian się uspokoił, krwawienie ustało i chciał dalej się bawić. Ja wciąż byłam w szoku, a on już wesoły jakby mówił mamie- „nic się nie stało, w moim wieku to normalka”. Wsadziłam go do wózka, Kingę za rękę i idziemy na spacer- czy do szpitala, sam nie wiem. Mały momentalnie zasnął, obejrzałam zniszczenia- dziąsło rozcięte na długiej linii, ale dość delikatnie, już się zeszło, zęby całe na miejscu- będzie dobrze.

To nie pierwsza jego krew i nie ostatnia, ile jeszcze takich historii nas czeka?? Na pewno to nie będzie spokojny maluch.

NHN roczniaka

Odkąd Damian raczkuje sadzenie na nocnik już nie jest dla niego takie ciekawe, trzeba go zawsze czymś przy okazji zająć, by nie uciekł do zabawy. Posadzony już wie jednak o co chodzi, że trzeba napiąć mięśnie brzusia i zrobić conieco. Co do dawania znaków, to często wiem kiedy robi siusiu, on pokazuje na nocnik jak ma już mokro- po czasie ale już dobry krok do przodu.

Znacznie łatwiej jest z kupką, zazwyczaj udawało mi się go wysadzić jak zaczynał stękać i wszystko lądowało w nocniku. Teraz już sam nie chce robić do pieluchy, rano gdy wstanie i coś chce to patrzy na mnie i mówi „ee”, gdy ja dalej leże hasło się powtarza „ee”, to znaczy po prostu – „Mama wstawaj, muszę na nocnik”. Gdy się bawi i biega po domu przychodzi do mnie, mówi „ee” i pokazuje na nocnik.

Cały proces został jednak zachwiany podczas wyjazdu. Mnogość wrażeń, wiele nowych twarzy i miejsc,rozprasza dziecko i utrudniła komunikację. Dzieci lubią rutynę i stałe miejsca. Zlokalizowanie nocnika w innym domu bywa trudne, a siadanie na niego nie jest takie łatwe.

Postępy są i trudności również, nie poddajemy się jednak. Każdy nawet mały krok na przód daje wiele radości.

BLW roczniaka

Damian je widelcem

Roczek minął, Damian rośnie szybko i rozwija się pięknie. Postępy w koordynacji i w komunikacji widać z dnia nadzień.

Damian je sam, praktycznie wszystko to co my i nie tylko ;). Bardzo lubi kaszę jęczmienną, pizzę, kaszankę i kabanosy– mięso wszelkiego rodzaju górą- jak to u faceta. Próbował również rzeczy nietypowych jak na niemowlaka- wędzoną makrelę, kurczaka z KFC, frytki i lody. Jedynie małe problemy z brzuszkiem miał po czerwonych porzeczkach, resztę je ze smakiem i trawi bez problemów.

Oczywiście jest taka sprawa, że brzdąc chce jeść sam wszędzie, nawet w gościnie, co kończy się małym bałaganem. Utrzymanie go z dala od talerza czasem bywa trudne.

Damianek jest na etapie fascynacji widelcem. Używa go do jedzenia wszystkiego, nawet kanapek. Nabijanie i trafianie do buzi nie sprawia mu już większych trudności. Na początku nabijał na widelec, zdejmował konsek drugą ręką i wsadzał do buzi. Teraz już wszystko trafia gdzie trzeba, a jak się już naje to na podłogę- taki znak, że ma już dosyć.

Damianek pije z niekapka, ale zdecydowanie bardziej woli butelkę Kingi- po wodzie Kubusia. Chętnie pije ze zwykłego kubka. Idzie mu to całkiem dobrze, stanowi swego rodzaju rozrywkę. Cała zabawa ma 3 etapy: pierw ładnie i ze smakiem pije, gdy już ugasi pragnienie kontynuuje tą zabawę nabierając picie do buzi, a następnie wypluwając je, a na koniec wylewa sobie resztę na twarz- to dopiero zabawne. Cały myk więc w tym, by w odpowiednim momencie zabrać kubek.

Samoobsług w kwestji jedzenia również nie jest mu obca. Gdy brzdąc jest głodny umie sobie radzić- źródła jedzenia są dwa;

torba przy wózku – mama zawsze ma tam jakieś przekąski, wystarczy tylko trochę pogrzebać,

kuchnia– można coś ściągnąć ze stołu lub dobrać się do chlebaka. Kinga już go nauczyła jak wydłubywać chleb ze skórki, Damian ma już za sobą również „wypatroszonego ogórka”.

Mały je  ze smakiem, cieszy się na widok jedzenia, wybiera kolejność, odrzuca czego nie chce. Pomimo małego bałaganu, przyjemnie jest patrzeć na jedzącego ze smakiem malucha. Szokuje mnie widok babci biegającej  ze słoiczkiem jedzenia za dzieckiem 2-3 letnim na placu zabaw. Słyszałam o 2-latkach, które nie jedzą normalnych obiadów. Dziecko które biega, mówi i potrafi robić skomplikowane rzeczy palcami, a nie je normalnego jedzenia, tylko przeciery wydaje mi się nieco upośledzone w rozwoju.

 

 

Los matki polki

Wciąż się mówi o polityce prorodzinnej, o małym przyroście itp., ale wciąż matki mają przekichane. Jestem w domu z dziećmi i..

Społecznie

Jestem nikim. Nie pracuje, ani nie jestem bezrobotna, bo nie odchaczam się w urzędzie. Nie dostałam macierzyńskiego po 2 dziecku.

Czemu bycie nianią jest traktowane jak praca, a osoba siedząca w domu z dziećmi uważana jest za osobę nic nie robiącą?

Po przerwie w domu z dziećmi znaleźć pracę to nielada zadanie. Mojej koleżance już przy składaniu papierów powiedzieli, że wypadła z rynku. Na rozmowę nie była nigdzie zaproszona, poza szkołą i tak po ciężkich studiach na PG została nauczycielką.

Towarzysko

Mając dziecko przestaje się istnieć dla wielu znajomych, którzy nie mają rodziny. Gdy ledwo stoi się na nogach, nie ma się pojęcia o tym co dzieje się na świecie, wciąż myśli się tylko o dzieciach, to trudno znaleść inny temat. Poza tym mając dziecko, nie mogę wpaść do nich na urodziny, czy imieniny, bo spotkanie te zaczyna się zazwyczaj, gdy dzieci są już zmęczone, a bez dzieci wyjść nie mogę, chyba że po ich zaśnięciu (21,30), a wrócić przed pierwszą pobudką (koło północy).

Nie mówiąć już o wyjściu do kina, teatru, czy imprezę.

Rodzinnie

Będąc matką nie ważne czy śpię w nocy, czy nie – muszę mieć cały dzień oczy dookoła głowy. Nie wystarczy zająć się dziećmi, bo trzeba jeszcze zrobić zakupy, pranie, prasowanie, posprzątać, ugotować i pozmywać. Ile bym nie robiła i tak jest za wolno, za mało.

Gdy przyjdzie choroba, nie ma zwolnienia, trzeba pracować jeszcze ciężej. Pierw pretensje, jak to mogłam się rozchorować, przecież mam dzieci. Potem żmudne leczenie, marudzenie bobasa, który nie toleruje leków w mleku mamy, częstrze wstawanie w nocy. Pomimo wszystkiego uśmiech na twarzy musi być.

Noce to ciężki temat, nie pracuje to muszę wstawać w nocy i pilnować, by mały nie budził reszty. Rano to samo, żeby chociaż inni mogli się wyspać.

Każda najmniejsza potrzeba jest sporym wyzwaniem. Kto nie próbował kupić ubrania z niemowlakiem na ręku i biegającym po całym sklepie brzdącem, chyba tego nie zrozumie. Samotne wyjście gdziekolwiek jest się niezłym wyzwaniem- kto zostanie z dziećmi, na jak długo? Z dnia na dzień powstaje długa lista spraw, które trzeba załatwić. Jak już wreszcie jest wolna chwila pędzi się od sklepu do sklepu, ćwiczy biegi długodystansowe w drodze do dentysty.

Mało kto docenia to, co się robi. Najczęściej słyszę:

– Jesteś w domu, masz tyle wolnego czasu, mogłabyś tyle zrobić, gdybyś chciała.- A ja pomimo że chce, nie wyrabiam się z codziennymi obowiązkami.

– Co ty robisz, jesteś nieodpowiedzialna, nie umiesz zajmować się dziećmi.

– Skoro wstajesz o 5 rano to masz tyle czasu na zrobienie wszystkiego.

– W domu zawsze jest syf – a po 3 godzinach sprzątania, gdy dzieci spały – trzeba było się tyle nie lenić.

 

Kto chce siedzieć w domu z dziećmi??

Roczek Damiana

Minął rok od czasu gdy Damianek pojawił się na świecie. Ze sporej kruszynki płaczącej i bezwładnie machającej rączkami  zmienił się w sprytnego brzdąca.

Ząbkowanie

Na ząbki kazał nam czekać do 10 miesiąca. Marudzenie i boląca dziąsełka dokuczały mu dużo wcześniej, ale samo przebicie poszło nie tak źle. Obyło się bez gorączki i ogromnego płaczu. Jak już się pierwszy pokazał, to po 6 tygodniach maluch miał już 6 białych perełek w buzi.

Chodzenie

Damian biega raczkując, chodzi podpierając się o meble, ściany, czy zabawki. Wchodzi sam na tapczan i potrafi z niego sam zejść. Wspina się na wszystko co się da. Trzymany za ręce nie lubi chodzić, zazwyczaj zaraz siada i biega na 4 kończynach. Jest odważny i chętny do odkrywania nowych zdolności. Potrafi stać samodzielnie przez moment i przejść 2-3 kroki od jednej podpory do drugiej. Zazwyczaj odwraca się od tapczana, staje bez trzymanki i ocenia odległość, jeśli jest blisko idzie, jeśli dalej raczkuje.

Kinga długo chodziła trzymając się za ręce, bała się puścić, nawet gdy pewnie stała już na nogach i biegała za rękę. Damian chwiejnym krokiem próbuje wszystkiego o własnych siłach. Jest to znacznie wygodniejsze, nie trzeba wciąż prowadzić dziecka w zgarbionej pozycji.

Poznawanie świata

Damian to bardzo ciekawski stworek, chce wiedzieć i widzieć wszystko. Gdy gotuje najchętniej siedział by w chuście i oglądał wszystko z góry. Zabiera mi sztućce i próbuje pomagać w przygotowaniach. Gdy jest głodny idzie do chlebaka, który stoi na niskiej półce i sam wyciąga sobie małe conieco. Złości się, że nie pozwalam mu zaglądać do lodówki.

Gdy słyszy echo domofonu piszczy i biegnie do drzwi. Jak tata wróci to pokazuje za okno (tata był na dworze). Gdy chce na spacer staje przy wózku i próbuje się do niego wgramolić, podaje mi kurteczkę i czapeczkę, by go ubrać. Gdy podczas raczkowania spada mu skarpetka i to zauważy, zdejmuje ją i przynosi mi bym mu ubrała- siedząc podnosi gołą nóżkę do góry.

Wspólna zabawa

Zabawa

Wspólna zabawa Kingi i Damiana to radość dla dwojga. Najczęściej to coś w rodzaju berka– Kinga jeździ autkiem-jeździkiem, a Damian ją goni, lub razem raczkują. I tak z pokoju do pokoju i z powrotem.

Czasem razem jeżdżą małymi autkami, lub siedzą pod stołem i wspólnie coś kombinują. Damianek również lubi rysować z siostrą, a gdy znudzi się rysowanie zaczyna z zapałem rzucać kredkami.

Rano, gdy tylko Kinga wstanie, Damian tupta do pokoju siostry, siada na foteliku i wyciąga książki, cieszy się ogromnie, gdy uda mu się przełożyć stronę.

Pewnego razu razem bawili się w pokoju. Gdy Kinga zauważyła że zaglądam od razu zareagowała:

– Mama nie wchodź, ja się bawię z bratem, widzisz Damian nie płacze.

Bobas na basenie

Damian na basenieW 5-tym miesiącu życia Damianek zapoznał się z trochę większą wodą niż domowa wanienka. Postanowiłam iść z nim na basen. Poszperałam w necie i znalazłam szkołe pływania „Delfinki”. Lokalizowałam baseny i wreszcie wybrałam dogodny termin na basenie z wygodnym dojazdem. Padło na OSiR Ochota. Tramwajem 20-40min (zależy czy to szał przedświąteczny, czy normalny dzień) i jakieś 5 min pieszo.

Pierwszy raz

Pierwsze zajęcia nie były najciekawsze. Brzdąca przestraszył hałas i zamieszanie. Płakał i kurczowo się mnie trzymał. Gdy wreszcie spodobało mu się pływanie na desce, chwil zabawy i było po wszystkim. Zajęcia dla maluszków trwają tylko pół godziny.

Rozkręcamy się

Kolejne zajęcia to już całkiem inna bajka. Damiana zaczęło interesować wszystko dookoła. Niekoniecznie zajęcia. Wielokrotnie nie mógł oderwać wzroku od kaskady w sąsiednim basenie. Spodobało mu się również łapanie zabawek i inne dzieci. Z zajęcia na zajęcia coraz chętniej się bawił, czasem machał ładnie nóżkami, ale chętniej liczył na to, że mama popływa za niego. Prysznic z konewki go nie zraził. Pierwsze nury również przebył twardo- z lekkim szokiem na twarzy, ale po chwili pojawiał się uśmiech. Gdy nauczył się siedzieć i nabrał więcej wprawy w poruszaniu chętnie raczkował po macie prosto do wody, sam dawał nura siedząc na brzegu.

Woda to jest to

Dla Damiana teraz nie straszna woda.  Siostra płacze gdy jej coś chlapnie na twarz, mycie głowy to wielki płacz. Natomiast bratu serwuje często mokre niespodzianki- a to kubeł wody na głowę w kąpieli, lub spryskiwaczem w twarz- a brzdąc się cieszy. Woda mu nie straszna. Gdy tylko słyszy nalewanie wody do wanny zaraz leci z okrzykami radości i już chce wskakiwać. Przed kąpielą trudno go rozebrać, bo już krzyczy, że chce do wody. A w wannie zabawy nie ma końca- pluskanie, chlapanie, przelewanie wody z kupka do kupka.