6-latka w pierwszej klasie
Odwlekana od lat sprawa pójścia 6-latków do pierwszej klasy akurat na roczniku Kingi się dokonała. Ponieważ nasz starszak chętnie chłonie wiedzę i bardzo chciała iść do szkoły to staranie się o popularne zaświadczenia było trochę bez sensu.
Szkoły ponoć przygotowane na maluchy, podręczniki też, więc zaryzykowaliśmy. Jaka okazała się rzeczywistość?
W naszej dzielnicy, gdzie przeważająca większość jest w wieku emerytalnym, mała szkoła powinna wystarczyć. Jednakże ta mała szkoła ma dobrą sławę i wygodną lokalizację, wiec zjeżdżają się, a raczej są zwożone do niej dzieci z różnych okolic Gdańska. Dlatego, pomimo że na podwórkach dzieci jest mało, w szkole jest przepełnienie. Kumulacja wyżu i wysłania do szkoły 6-latków dała w konsekwencji 5 klas pierwszych (zazwyczaj były 3). Co za tym idzie- brakuje sal, a nawet miejsca w szatni. System dwuzmianowy dla dzieci jest dość trudny. Nauka w godzinach popołudniowych, po 2 godzinach gimnastyki nie jest zbyt efektywna. Na szczęście nie wpadli jeszcze na pomysł, by zaczynać o 7:30, przeklinałam to przez całe 8 klas i wylądowałam w liceum gdzie też wpadli na taki pomysł, do tego 45min dojazd – rewelacja.
Kinga choć chodziła do dwóch przedszkoli trafiła do klasy bez koleżanek. Sześcioletnie załapały się jeszcze na zerówkę, a siedmioletnie są w innej klasie. Takie dzielenie rówieśników jest często bolesne. Na szczęście ta mała gaduła szybko odnajduje się w nowych warunkach. Ma panią, która wcześniej prowadziła zerówki, więc daje sobie radę z maluchami.
Długość lekcji dostosowywana jest do stanu skupienia w klasie. Jak na razie u Kingi, w klasie samych 6-latków, trwają zazwyczaj 20-minut :). W czasie przerw dzieci mogą się bawić, grać w gry planszowe, układać puzzle. Jako absolwentka największej podstawówki w Gdańsku mogę tylko powiedzieć, że u nas przerwy to był jeden wielki krzyk i szaleństwo. Czasami ustawiali nas w pary i kazali spacerować w kółko, ale to była syzyfowa praca.
Jednak co do poziomu nauczania to jest zdecydowanie niższy. Pamiętam jak byłam piętnowana w pierwszej klasie, że nie umiem czytać. Teraz w pierwszej klasie dzieci dopiero poznają literki!
Kinga należy do osób otwartych, które cieszą się ze wszelkiego, a przeszkody omijają bez zawracania sobie nimi głowy- przynajmniej poza domem. Szkołą jest zachwycona- cieszą ją wyższe krzesła, lekcje, książki, samodzielne chodzenie do szatni (już 3 dnia pożegnała się przy bramie), noszenie śniadaniówki, wycieczki, zabawy na boisku i placu zabaw. „Bo przedszkole to nuda”.
Problemem było załatwienie świetlicy. Mała sala niezbyt nadawała się na przyjęcie ogromnej ilości chętnych, stąd ograniczenia -tylko dla dzieci obojga rodziców pracujących na pełny etat, nie na własnej działalności. Jednak po jakimś czasie i dogadaniu udało mi się Kingę zapisać na parę godzin tygodniowo.
Zajęcia dodatkowe są plastyczne, tańce i języki – ale wszystko dodatkowo płatne.
Podsumowując
Kinga jest zachwycona, ja trochę mniej. Zajęcia w klasie i wychowawca są super, ale poza tym można się wielu spraw doczepić:
– Koszty – plotka, że szkoła jest tańsza od przedszkola dotyczy chyba tylko prywatnych przedszkoli.
– Opieka w świetlicy to formalność – chętne dzieci zazwyczaj latają samopas po dworze. Nieraz odbierałam Kingę bez kurtki, nie mówiąc już o czapce – dzieci robią co chcą.
– Toalety pamiętają jeszcze mój rocznik – klapy się nie trzymają, brakuje klamek – żałosne.
– Szatnie są dziwnie pomieszane- pierwszaki z 2 lub 3 klasą. To wprowadza bałagan i problemy – jak to starszaki potrafią zrobić własne porządki i maluchy wracają w niepełnym ubraniu.