Wspólna praca sens głęboki ma

„Dzieci nie bawią się dlatego, że są dziećmi, ale dlatego że chcą być jak dorośli”
Kinga robi sernikMaluchy uwielbiają naśladować rodziców we wszystkim, na podstawie obserwacji się uczą, nabierają wzorców zachowań. Dlatego tak ważny jest przykład rodziców. Zachowania się uczymy, dziedziczenie tu ma niewielki wpływ. Dzieci szybko wszystko łapią, dlatego czasem nasza mała wpadka może być powtarzana przez maluchy.
Idąc tym śladem warto jest już od najmłodszych lat robić wiele rzeczy z dzieckiem. Wiele domowych prac można zamienić we wspaniałą wspólną zabawę. Dobrze jest podkreślić jak się cieszymy z pomocy. Kinga jest bardzo chętna do współpracy, często sama się do czegoś rwie, nie warto tego powstrzymywać. A oto kilka naszych wspólnych zajęć.

Wspólne pieczenie chleba

Zabrałam się wreszcie zrobiłam zakwas i teraz mamy w domku własny chlebek, pyszny, świeży i o znanym składzie. Kinga bardzo chętnie miesza w misce wszystkie składniki, dosypuje po trochu mąki. Gdy chleb się piecze z ciekawością obserwuje co się dzieje z daleka. Dobrze wie, że piec jest gorący i nie można dotykać.

Mycie podłogi

Wspólne mycie podłogi może być naprawdę przyjemne. Misja jest taka-mama zmywa podłogę, a Kinga swoją szmatą wyciera ją do sucha. Mała z zapałem wykonuje swoje zadanie, podąża za mną i na kolankach wyciera co mama pomoczyła.

Robimy słodkości

Sernik na zimno to również zadanie dla dwojga. Kinga przekładała twaróg do miski, dodawała składniki i obserwowała jak się wszystko miesza. Potem jeszcze układanie biszkoptów, wylewanie masy, galaretki i nie mogła się doczekać by spróbować tych pyszności.
Takie wspólne przygotowywanie posiłków to dobry sposób na niejadka. Jeśli maluch ma swój udział w gotowaniu, pieczeniu, to znacznie chętniej próbuje kulinarnych specjałów.

Nowe łóżeczko dla Kingi

Jakiś czas temu wybraliśmy się na zakupy do Ikei. Zbieraliśmy się na taką wyprawę dość długo, wiec trochę tam zaszaleliśmy. Nigdy nie przepadałam za tym szwedzkim klimatem, ale muszę przyznać że mają wiele przydatnych rzeczy.
Wpakowaliśmy się do auta w 5 osób, co jest nie lada wyczynem przy dwóch fotelikach. Nie da się ukryć warszawska Ikea jest znacznie większa od gdańskiej, wiec było co oglądać.
Damianek rozglądał się siedząc sobie w chuście u mamy. W między czasie zaczął się wiercić i marudzić. Poszłam z nim do pokoju dla mamy z dzieckiem (bardzo fajnie urządzonego) i mały zrobił co trzeba do umywalki. Następnie z suchą pieluszką udaliśmy się na dalsze przeglądanie asortymentu.
Najwięcej czasu spędziliśmy w sektorze „Pokój dziecięcy”. Kupiliśmy dla Kingi namiot-iglo, kosz na zabawki, nocną lampkę i tytułowe łóżeczko. Poza tym jeszcze komplet kolorowych sztućców i kubeczków- zakup planowany od roku :).
Co do nowego łóżeczka to miałam wiele obiekcji. Kinga spała w turystycznym, które zdecydowanie jej wystarczało, ma mały pokoik bardzo ciasny, a poza tym mieszkamy w wynajętym, kiedyś czeka nas przeprowadzka, a z meblami to już większa przeprawa.
Pomimo wszystko Kinga dostała swoje nowe, prawie dorosłe łóżeczko. Ładne, białe ze specjalną zabezpieczającą barierką. Szczęśliwa była z tego powodu ogromnie. Jednak czy to szczęście, czy nadmiar wrażeń sprawił, że nie mogła w nim zasnąć. Zaczęło się od tego, że nie chce iść spać pomimo, że padała z nóg. Po namowach, gdy się położyła zaczynała się rzucać i piszczeć jakby ją łóżko pażyło. W jej oczach było widać, że nie panuje nad sobą, były przerażone. Wielokrotnie musiałam ją tulić, by się uspokoiła i położyła spać. Problem okazał się nie jednorazowy. Trwało to jakieś dwa tygodnie, potem stopniowo się wyciszała.
Choć minął już ponad miesiąć wciąż muszę być przy niej i śpiewać kołysankę, aż zaśnie. Wcześniej w południe dawałam jej mleczko, mówiłam „pa” i wychodziłam z pokoju. Jeszcze pewnie trochę potrwa, zanim znów wrócimy do tego schematu.
Czytałam trochę na forach, okazało się że nasza mała to nie odosobniony przypadek, wiele maluchów przechodzi trałme po zmianie łóżeczka. Dlatego utwierdziłam się w przekonaniu, że puki małe łóżeczko jest dobre, lepiej nie fundowac dziecku takich stresujących zmian.

I ty możesz mieć super dziecko

okładka książki
Przeczytałam wreszcie porady telewizyjnej Superniani – Doroty Zawadzkiej. I jak wrażenia?? Czy warto?? Oto moja opinia.

Wygląd

Na pierwszy rzut oka książka wygląda okazale – twarde okładki, 230 stron. A gdy zajrzy się do środka to człek się zastanawia czy to książka dla rodziców, czy bajki dla dzieci. Mnóstwo w niej obrazków, zdjęć, duża czcionka, kolorowe strony itp. W rzeczywistości, gdyby to druknąć tradycyjną 12-stką i pominąć grafikę, to pewnie 100 stron by nie było. A tak to czyta się lekko i szybko, jak bajkę z obrazkami :).

Treść

Nie oglądałam wielu odcinków Superniani, ale i tak zawierały one wiekszość porad zawartych w książce, więc wiernym widzom tego show książki nie polecam-nic nowego w niej nie ma – myśli zsumowane, napisane i wydrukowane dla łatwiejszego zapamiętania.
Co do porad to oczywiście wiele jest pomocnych, nie przeczę. Do wielu wniosków doszłam jednak sama, wystarczy tylko obserwować uważnie dziecko.
Są jednak sprawy, w których mam odmienne zdanie:
– Domowe BHP – Superniania radzi zabezpieczyć wszystkie gniazdka w domu. My robiliśmy tak na początku, ale okazało się że te kupne, kolorowe zaślepki bardzo Kingę zainteresowały, na puste gniazdka natomiast nie zwracała uwagi. Więc radzę nie gniazdka zostawić w spokoju, lub normalną wtyczką zatkać, po co dziecku pokazywać, że tam jest coś dziwnego, innego.
– Nagradzanie, pojawia się na okrągło, kojarzy się to z dawaniem rzeczy materialnych. Dla dziecka wielką nagrodą jest uśmiech, pochwała, czy przytulaniec. Superniania dopiero na koniec wspomina, że to też są nagrody, a z rzeczami należy uważać, by to dziecko nie robiło tego co musi tylko dla prezentów. Powinno to być jasno i wyraźnie powiedziane na samym początku. To zbieranie punktów, oczekiwanie nagród może nas kiedyś zgubić.
– Temat nocnikowy to oczywiście dla mnie typowa komercja. Poczekać do 18-24 miesiąca życia. Po tak długim pieluchowaniu napewno dziecko trudno nauczyć o co chodzi. Przyzwyczajone do załatwiania potrzeb w pieluchę nagle się dowiaduje, że tak nie powinno się robić, to musi być dla niego szok.

Noworoczne postanowienia

I tak mamy kolejny rok przed nami, nowe nadzieje, nowe plany, nowe możliwości. Mam pewne postanowienia:
-Jedno ambitne, związane z maluchami, ale do realizacji tak w drugiej połowie roku. Teraz czas się trochę do tego przygotować, a jak się uda to na pewno o tym będę pisać.
-Chcę wreszcie jakoś pokombinować, by znaleźć czas na czytanie, znalazłam kilka ciekawych książek, które chciałabym przeczytać.
– Mam nadzieje, że te postanowienia uda mi się ziścić i odzyskam swą radość i energię życiową, która przygasła nieco w natłoku spraw.
Ale jeszcze kilka słów o Sylwestrze. Kolejny plus lokalizacji mieszkanka. Za oknem ogródki działkowe, w nocy zamknięte, wiec nikt nam pod oknem nie walił. Dzieciaki przespały spokojnie noc. Mały trochę się kręcił o północy, ale się nie przebudził. Ja za to mogłam sobie obejrzeć niezły pokaz, nie ma jak mieć widok panoramiczny :).
Damian wstał za o 4, pobawił się i po jakiejś godzince zasnął w chuście. Te pobudki zaczynają być standardem, może to właśnie dobry czas na czytanie, bo brzdąc jest dość spokojny i bawi się sam. Tylko nie chcę mu za bardzo świecić po nocy, niech wie że to noc, pora spania.
A wszystkim czytającym życzę wiele optymizmu, wspaniałych przeżyć, oraz spełnionych postanowień w tym nowym roku.

Nie najlepszy dzień

Dzisiejszy dzień zaczął się o 4 rano, kiedy to Damian obudził się i stwierdził, że spania to on na razie ma dość. To że mama chora ma ochotę się wyspać i pogrzać pod kołdrą go nie interesowało. Pozwolił mi jednak poleżeć godzinkę w miarę spokojnie, później jednak zaczęło się marudzenie. By nie budzić reszty domu wywlokłam się spod kołdry, ubrałam w ciepły sweter i wpakowałam małego w chustę. Trochę sobie pochodziliśmy, aż wreszcie smyk zasnął. Odłożyłam go do łóżeczka bez problemów i ja również mogłam odlecieć.
Poranne budzenie nastąpiło dopiero o 7.30. Ta łaskawość mnie jednak nie wystarczyła, zaspane oczy nie chciały się otworzyć, a tym bardziej nie miałam ochoty wyjść spod kołdry. Mały stękał, marudził i wreszcie wydusił to co go męczyło w miejsce, gdzie się nie powinno. I tak to za chwile pożałowałam mego lenistwa. Zakupciana była nie tylko pielucha, ale również ubranko i kocyk. NHN górą, nie ma porannego lenienia się.
Ja od paru dni mam jeża w gardle, ale i Kingę coś męczy. Marudna jest strasznie, wciąż by bajki w TV chciała, dziś był z dwa razy o to płacz, nawet się z drzemki obudziła z wołaniem „JimJam”, ale po mleku szybko zasnęła.
Mały również sporo płakał przed zaśnięciem, oj nie obyło się bez długiego noszenia. Ciężko będzie go nauczyć samodzielnego zasypiania
Jak człowiek chory, to życie nie rozpieszcza.

Pół roku minęło

Damian siedziTo już pól roczku jak jest z nami Damianek. Wiele się przez ten czas nauczył i dużo radości nam dostarczył.
Ostatnie miesiące to wiele zmian dla niego, wciąż uczy się czegoś nowego.

Przemieszczanie

Turla się już bardzo zwinnie i kręci jak wskazówki w zegarze. Pełza nietradycyjnie, leżąc na plecach porusza się nogami do przodu :). Haha, trzeba by opatentować tą technikę.

Poznawanie świata

W pełni sprawne rączki sięgają po wszystko co się da i… pakują to do buzi. Poznawanie przez smak i dotyk to jest coś. Szkoda tylko że ładne obrazki, kolorowe ulotki po zgnieceniu też trafiają do buzi. Nie podoba się to siostrze i rodzicom.
Telewizja małego fascynuje, próbuje wszelkich akrobacji, by zobaczyć co tam puszczają na szklanym ekranie.

Siedzenie

Bardzo by chciał już siedzieć, a nawet stać, ale jeszcze trochę trzeba mięśnie poćwiczyć. Ale już udaje mu się samodzielnie siedzieć, gdy jest podparty poduszkami. Gdy leż w pozycji półsiedzącej sam podnosi się i siada. Gdy nie ma podparcia kończy się to po chwili glebą, ale i tak mały nie odpuszcza.

Jedzenie

Damianek poznaje to coraz to nowe smaki. Jedzenie nowości mu się podoba, chociaż szybko traci cierpliwość i zaczyna pluć. Zajada już jabłuszka, marchewkę i banana. Do tego jeszcze kaszka ryżowa. Wprowadzamy nowości powoli, by nie było problemu jak z małą Kingą. Jak wyszła alergia to parę miesięcy nie chciała zejść.

Zimowe spacery

Zima sypnęła śniegiem już w listopadzie i tak ładnie trzyma, mam nadzieje, że przynajmniej do świąt. Białe święta – to chyba to o czym każdy marzy.
Kinga cieszy się bardzo gdy padał, patrzyła przez okno i wciąż wołała:

– Mama patrz, śnieg.

Na powitanie zrobiła z tatą i kolegą wielkiego bałwana. Obklejała go śniegiem, lepiła kulki. Później nadszedł czas na grę w piłkę, w taki dzień do domu by nie wracała.

Przez kolejne dni mróz nie był jej straszny, takim brzdącom chyba nigdy nie jest zimno. Gdy ja zmarznięta chowałam się do klatki, Kinga tylko powtarzała, że jeszcze nie wracamy:

– Mama jest śnieg- to przecież nie można od tak iść do domu.

Teraz każdego dnia cieszy się  na nowo, wchodzi w zaspy po kolana, przekopuje go łopatą, rozrzuca dookoła. Fascynuje ją ten biały puch niesamowicie.
Dziś zabraliśmy łopatkę i wywrotkę. Wiatr trochę zbyt mocno wiał, więc auto trzeba było unieruchomić w zaspie śniegu. Kinga wypełniła pakę mocno ubitym śniegiem i ciągnęła załadunek pod dom. Tam nastąpił wielki rozładunek i autko wróciło do domku.
Damian z wózka z ciekawością ogląda co się dzieje dookoła, zauważa każdy ruch, biegające psy, bawiącą się siostrę. Zdarza mu się zasnąć po krótkim marudzeniu. Sprawdzone usypiacze- szum samochodów i krzyk kruków w parku. Czasem jednak nachodzi go chęć na koncert, wówczas nie pozostaje nic innego jak wracać do domu.
Oczywiście jak temperatura spadła poniżej -10, to spacer sobie odpuściliśmy. Ale w pozostałe dni staramy się codziennie wychodzić. Mały się hartuje. Niestety lubi się ślinić i to jest spory problem na mrozie. Buzie zasłaniam mu dopiero jak śpi, zaśliniony kompres na twarzy to nie jest dobry pomysł. A tak to staram się mu często buzię wycierać,

Kinga w sali zabaw

W autkachPewnego razu idąc do sklepu trochę dalszego odkryliśmy, że w naszej okolicy otworzono salę zabaw dla dzieci Psotek. Postanowiliśmy go odwiedzić. Dla Kingi było to pierwsze spotkanie z takimi atrakcjami. Na początku nieśmiało podeszła do zabawek leżących przy wejsciu, potem mały basenik, samochodziki-jeździki, duży basen z piłkami, zjerzdzalnie, trampolina, tor przeszkód na wysokościach – zabawa była wspaniała.

Za drugim razem Mała czuła się jak u siebie, tylko zdjęła butki, kurteczkę i już leciała do zabawy. To super atrakcja dla niej, zwłaszcza w deszczowe, ponóre dni. A dla mnie to również miła odmiana. Można tam zostawić dziecko na 2h, a że Kinga jak tam wejdzie to o Bożym świecie zapomina, wiec mogę w tym czasie gdzieś sobie wybyć tylko z małym. Przy trybie życia jaki maluchy mi fundują to naprawdę super sprawa.

Kinga w basenie z piłkami

Dziś Kinga szalała do 13, zrobiła przegląd wszystkich zabawek, zakopała się w basenie, poskakała, pokonała parę razy tor na wysokościach wraz z wielką myszką Miki, aż wreszcie położyła się na trampolinie, by odpocząć. Oj, ciężko ją było namówić do powrotu do domu. Jak już doczłapaliśmy, jeszcze przekąska, bajka i spać.

Damian bawił się w małym baseniku kopiąc piłeczki, potem trochę poleżał na kocyku pod ścianką wspinaczkową. W drodze powrotnej zasnął w wózku i nawet winda go nie obudziła.

Mały brat

Było o starszej siostrze, pora na opowieść o małym bracie.

Damian z dnia na dzień rośnie i robi się coraz sprytniejszy i mądrzejszy. Interesuje go wszystko dookoła. Starsza siostra jest dla niego nadzwyczaj interesująca. Lubi oglądać jak Kinga się bawi, tańczy, lub robi akrobacje. Cieszy się leżąc razem z nią na łóżku podnosząc głowę. Turla się po podłodze by dostać się do zabawek.

Kinga często przynosi mu zabaweczki, rozśmiesza go i daje całuski. Mały śmieje się wówczas, lub piszczy ze szczęścia. Damian chciałby za siostrom biegać, a siostra zaczyna nabierać nawyków od brata. Zaczęła wsadzać do buzi zabawki, gryść ubrania, śmieje się z tego, ale powtarza.

dwójka w śliniakach

Category: ogólne  Tags:  Leave a Comment

Drewniane zabawki

Jestem wielką fankom drewnianych zabawek. Są całkiem inne niż plastikowa, chińska tandeta. Mają coś w sobie, duch natury, ciepło i wyjątkowość.

Najwięcej radości Kindze i otoczeniu przynosi drewniana kaczka na kiju, tak z klapiącymi łapkami. Jak chodziliśmy z nią na spacery, nie było dnia by ktoś jej nie podziwiał. Najlepszy był jeden pan – ” Nobla dla tego kto wymyślił te kaczuchy.”

Takich zabawek, które wystarczy pchać, by coś się działo jest wiele, baterii nie trzeba, bo to tylko kawałki drewna magicznie połączone.

Jest drewniana układanka, która cieszy i uczy. Są tory i pociągi.

Niestety jest to towar niestandardowy, żadko spotykany. Głównie na kiermaszach, stoiskach z rękodziełami. A właśnie takie stoisko odkryłam na Jarmarku Bożonarodzeniowym na Nowym Rynku. Wszystkim z Warszawy polecam, mają niespotykane cudeńka.