W natłoku słów
Kinga bardzo długo mało mówiła. Wzbogacała swoje słownictwo o jakieś jedno słowo miesięcznie. Nie przejmowałam się tym, każde dziecko rozwija się inaczej. Mała rozumiała wszystko doskonale, a jak mówi przysłowie „najpierw trzeba nauczyć się słuchać, a potem mówić”. Wiedziałam, że gdy będzie gotowa to sama zacznie peplać.
I stało się. W święta BN stuknęło Kindze 2,5 roku i wraz z tym coś pękło. Z dnia na dzień mówiła kolejne słowa, a teraz już nawija jak katarynka. I doskonale widać po niej, że dzieci się uczą się języka zanim zaczną mówić. Kinga wypowiada się pełnymi zdaniami, odmienia przez przypadki i rodzaje. Oczywiście czasem brakuje jej słowa, inne nieco przekręca, jeszcze problemy z wymową są. Często jednak zaskakuje mnie słowami, które naprawdę rzadko się używa.
Oczywiście co chwilę pada pytanie – Mama co to jest? – a ja staram się odpowiadać cierpliwie, choć jeśli pytanie pada po raz 10 o tą samą rzecz to już nie jest takie proste.
Najwięcej pytań pada w kuchni:
– Mama co to jest?.. Co jeż?.. Je też chce. – i próbuje rzeczy których nie chciała wcześniej.
Pewnego razu tata wraca z pracy, a córcia go wita:
– Tata! Mąka, jajko, olej…- i wymieniała co tam mama użyła w kuchni do przygotowania obiadku.
Kinga rozbraja wszystkich swoim „kocham cię”, lub „tulululu”. Zdarzyło nam się iść przez park śpiewając.
– Kocham cię – Kinga śpiewała – mama buzia – co znaczyło „mama śpiewaj”. I śpiewaliśmy całą drogę jak „Barney i przyjaciele”:
„Kocham cię, a ty mnie,
Tak cudownie mija dzień,
Przytulimy się i buziaka tobie dam,
bo tak bardzo kocham cię.”